poniedziałek, grudnia 31, 2018

Szczęśliwego...


Ostatni poranek starego roku... Ostatnia w tym roku, poranna kawka. Ostatnie popołudnie w pracowni... Minął świąteczny, magiczny czas. Odbyły się odwiedziny kolędowe (u mnie). Jeszcze kilka dni i rozbiorę swoje świąteczne drzewko. I będzie to ten moment, od którego zacznę odliczać dni do nadejścia wiosny:-) Już teraz czuję się prawie wiosennie. Zamiast śniegu, deszcz. Temperatura zimowej nie przypomina ani trochę. Kiedy zniknie wszystko świąteczne, pokrowce i zasłonki zamienię na świeżutkie, jasne. W słojach pojawiać się zaczną świeże kwiaty... Ależ mi ich brakowało. Ostatni raz w tym roku odwiedziłam giełdę... Powróciłam z różą gałązkową, eukaliptusem i ciemiernikiem:-)

piątek, grudnia 28, 2018

Ruch to zdrowie


W myśl tej prawdy niepodważalnej, po kilku, powolniejszych dniach, musiało się coś zadziać już:-) Tym bardziej, iż świąteczny czas sprzyjał zaglądaniu na portale wnętrzarskie i Pinterest, a na nim inspiracji tyle... Przestawiłam to i owo, w zamyśle jednak coś więcej:-) Poszukiwać zaczęłam farby do podłóg i schodów, białej rzecz jasna. Wanny mniejszej niż obecna i bardziej retro. Sypialnia zaś przejdzie metamorfozę poważniejszą:-) Ścianka oddzielająca garderobę od części sypialnianej, przestawiona zostanie na drugą stronę, szafy staną bliżej łazienki, łóżko zaś ustawię w zacisznym zaułku za drzwiami. O wiele korzystniej z uwagi na energię Feng Shui i ustawniej. Zmieścić się powinien też fotel:-) Podłoga siłą rzeczy wymieniona zostanie. Na białe deski:-)

wtorek, grudnia 25, 2018

Świątecznie...


Świąteczny poranek... Cichy, powolny, radosny:-) Zebrałam do jednego wora wszystkie kokardki, świąteczne pudła i pudełeczka po prezentach. Po kuchennym zamieszaniu też ani śladu. Wszystko ułożone już gdzie trzeba. Naczynia w kredensie, jedzonko w lodówce i w garażu z braku miejsca:-) To dla mnie zawsze ten moment, kiedy sama mogę się zatrzymać i przeżyć ten niezwykły czas. Tak po swojemu. W zamyśleniu, z lekkim sercem. A sceneria taka bajeczna:-) Za oknem bielutko. Tak jak kiedyś, w dzieciństwie... 

poniedziałek, grudnia 24, 2018

Cudownych Świąt:-)


Troszkę nie dowierzam, że to już ten dzień, że dziś już zasiądziemy do wigilijnych stołów... U mnie kilka jeszcze rzeczy pozostało do zrobienia. Inaczej niż zwykle jednak odbywa się to wszystko. Z wewnętrznym spokojem, z większą przy tym radością. Jakież to miłe uczucie, móc zobaczyć coś z zupełnie innej perspektywy. Jednocześnie zdać sobie sprawę, jakimi potrafimy być dla siebie surowymi, bezwzględnymi generałami. Wykonujemy rozkazy (własne) automatycznie, słyszymy, że... mogło być lepiej, jest w miarę dobrze, postaraj się mocniej... Przychodziła satysfakcja, kiedy udawało się sprostać. Jednak marzyłam głównie, by odpocząć, pójść wcześniej spać. Dziś, powolutku robię swoje, spraw ubywa tak jak kiedyś, jednak ja czerpię nieporównywalne większą radość z każdej czynności. Rozmyślam przy tym, wspominam, wybiegam w przyszłość, marzę... Słucham pastorałek, przysiadam co rusz z filiżanką kawki czy kubkiem zielonej herbatki. Mogę zapatrzeć się w płomyk świecy... To wszystko jest możliwe, bo nie ma już we mnie napięcia, które towarzyszyło mi od zawsze. Nie przeszkadza mi (i to największy sukces) świadomość, że nie do końca wszystko lśni:-)

czwartek, grudnia 20, 2018

Jeszcze kilka dni


Dopiero co mówiłam sobie, że tyle czasu mam na wszystko,
a tutaj już niespełna kilka dni do Wigilii...
Jeszcze rok temu, serce kołatałoby mi z niepokoju,
że przecież tyle jeszcze do zrobienia, 
że nie zdążę najpewniej z większością, którą sobie założyłam...
Dziś... nawet nie mam swoich punkcików spisanych w notesie.
A tak zawsze ich potrzebowałam. Skreślałam jeden po drugim dumna taka, że wszystko idzie jak powinno. I może ład i porządek w każdej szufladzie i półce rodziły satysfakcję i radość ogromną. 
Drzwi, okna, fronty szafek i co tylko mogło, lśniło pięknie. 
Tyle że ja padałam ze zmęczenia. 
I choć dobrze było mi z tą świadomością miłą, 
że kąty wszystkie odświeżone i ogarnięte, 
wciąż odczuwałam niepokój i napięcie wewnętrzne. Tak po prostu...

piątek, grudnia 14, 2018

Jeżdżę z meblami



To zdecydowanie nie mój czas, w sensie pogody i pory roku... Dzień kończy się zanim się rozpocznie. Tak czasem czuję. Kilka spraw, podjadę tu i tam, ogarnę co nieco i już ciemno. A ja tak bardzo potrzebuję światła. Dziennego! Nie sztucznego. Nigdy nie przepadałam za sztucznym światłem. Pamiętam, że już jako dziecko męczyłam się przy takim oświetleniu. No ale jest jak jest i trzeba przywyknąć na jakiś czas. I zamiast rozmyślać nad tym, jak to mi źle i jak bardzo pragnę lata, w najbardziej krytycznych momentach sięgam po to wszystko, co koi i umila... Mój numer jeden to oczywiście jeżdżenie z meblami i innymi drobiazgami:-) Potem świeże podusie już tylko  na sofach ułożyć wystarczy, te przywiezione z Toskanii najlepiej:-) I już mi dobrze:-)

niedziela, grudnia 09, 2018

Wianki, wianeczki...


Niedziela. 5.30 rano. Ciemność zupełna. Moje iglaczki ubrane wczoraj w światełka, cudnie migoczą kołysane wiatrem. Słyszę szum deszczu. Na starocie nie ma sensu się wybierać. Zapaliłam świece. Przygotowałam jak co dzień sporą szklankę wody z cytryną i imbirem. W zapatrzeniu w tańczący płomyk świecy na kuchennym stole, powolutku dopijam swoją wodę. Zabieram się za ogarnianie. Na początek zlew kuchenny. Pełniutki. Donoszę inne naczynia. Zebrała się całkiem spora ilość. Zastanawiam się, ile czasu w ciągu miesiąca, gdyby tak podliczyć, spędzam na zmywaniu naczyń... Po chwili jest już czyściutki, puściutki, taki jak lubię:-) Przewieszam świeżutką ściereczkę, białą, z koronką. Uchylam okno w kuchni, to nad zlewem. Łyk świeżego powietrza... Przygotowuję swoje musli z bananem. Reszteczka. Znów wyjadłam calutki, ogromny słój:-) Dziś przygotuję nowy zapas. W piątek, kiedy byłyśmy z Anią w centrum, zakupiłam ekologiczne płatki, sezam i bakalie. W siemię zaopatruję się w sprawdzonym miejscu na bazarku:-) Zaparzam pierwszą dziś kawkę. Ekspres znów alarmuje o jakimś błędzie:-( Udaje się jakoś. Po chwili, ciemna strużka wypełnia moją ulubioną filiżankę. Celebruję każdy łyczek. 

wtorek, grudnia 04, 2018

Wspomnienia koją


Dziś nawet nie tliła się nadzieja na kilka choć promyków słońca upragnionych. I jak rano energii i chęci na wszystko sporo miałam, 
tak po powrocie z pracowni, kiedy to już nie tylko mokro, 
ale i ciemno za oknem, nic robić już nie miałam ochoty.
Wystarczyło mi świece zapalić i wtulić się w kocyk mój ulubiony.
A dopiero co kawkę poranną smakowałam...
Przywołałam przy tym wspomnienia miłe o mojej Toskanii:-)

piątek, listopada 30, 2018

Umilacze


Są dwa miejsca i momenty, w których najchętniej witam wschodzące słońce... Pierwsze to pobliskie łąki podczas porannej przebieżki, drugie, to oczywiście giełda staroci:-)
Dziś powitałyśmy dzień na starociach właśnie. Pomimo przejmującego zimna, pojawiło się wielu wystawców. 
Zakupiłyśmy sporo uroczych klamotów:-)
Pobyłyśmy w miejscu bliskim sercu i pośród ludzi,
których w to jedno miejsce,
bez względu na wszelkie niedogodności,
sprowadza miłość do staroci i wielka pasja...
Wystarczyło nałożyć na siebie... sześć warstw, rękawice z jednym palcem tj mitynki i ponadczasowe, bezkonkurencyjne Emu:-)
Ciepłe stopy to podstawa!
Zatem dziś raniutko starocie wypełniły miło czas, 
po nich kawka pyszna w pracowni. 

sobota, listopada 24, 2018

Pracownia żyje:-)



W tle Ania Jopek, za oknem szaro i mokro, świece w każdym kątku, zapach ostatniej dziś kawki popołudniowej i ciasteczek maślanych...
W sercu dzisiejszy dzień sprzedażowy w naszej pracowni:-) Tak szybko mija czas... Odliczać zaczęłam go już poprzez te nasze soboty. I znów mija kolejna. Miło spędzonych kilka chwil. Czekam na nie z bijącym sercem:-) Bo kiedy nastają, widzę, że pracownia naprawdę żyje:-) Powolutku staje się miejscem nie tylko naszym... W tym dobrym znaczeniu:-) W którym po prostu dobrze jest się spotkać i pobyć ze sobą. A przy tym rozejrzeć się i może z czymś starociowym powrócić do domku:-) Dziś też wspominałyśmy z entuzjazmem niedawną sesję zdjęciową z udziałem cudownej kobiety:-) Kilka aranżacji. I powstała piękna sesja pamiątkowa, która wpisuje się w ten nasz wymarzony scenariusz dla pracowni:-) Starocie, kwiaty, wspaniałe kobiety, które pragną zrobić coś dla siebie i spotkania warsztatowe. Taki to przemiły porządek rzeczy będzie wypełniał nasz czas:-) 

poniedziałek, listopada 19, 2018

Połączenie doskonałe


Starocie, kwiaty i pofabryczne budynki... Piękniejszego połączenia nie sposób sobie wyobrazić:-) Mój wczorajszy dzień, calutki, zrodził niezwykłe emocje, zaprowadził mnie w cudowne miejsca, przyniósł zachwyty... Na początek, raniutko, giełda staroci w miejscu niezwykłym, pośród starych, pofabrycznych zabudowań:-) Po niej, bo to niedaleko, giełda kwiatów. A z niej powróciłam z cyprysami, wiankami i świecami. Właściwie z zapasem świec aż do wiosny:-) A i drzewek zielonych kilka przywiozłam. Powolutku realizuję swoją wizję z wykorzystaniem naczyń z ocynku:-) W połączeniu z zielenią i świecami, sprawdzają się cudownie:-)

środa, listopada 14, 2018

Ach te zmiany


Za szybko mija mi czas. Już przecież wstaję o świcie. Wykradam kilka godzin wczesnym rankiem. Jednak i tak, to co planuję sobie, nie zawsze udaje się zrealizować. Nie wspomnę już o tzw impulsach, porywach chwili, kiedy to wszystko co zaplanowane odchodzi na plan dalszy, bo oto coś woła we mnie, że czas najwyższy na solidne przemeblowanie na przykład:-) Na wielkogabarytową metamorfozę!
Tym oto sposobem sporo zadziało się w ostatnich dniach 
w kuchni i w salonie. 

niedziela, listopada 11, 2018

W moim zaciszu i bez energii



Nadeszła pora, by powolutku redukować dyńki przed domem, 
 tworzące dotąd piękną dekorację przy drzwiach wejściowych. 
Za niedługo staną w ich miejscu naczynia z ocynku z iglastymi roślinkami:-) 
Dziś właściwie tylko na to zebrałam siłę, by ukręcić z jednej z nich zupkę-krem.
Są dni kiedy przenosić mogę góry, 
jest też tak jak dziś, że z trudem przychodzi mi wykonanie każdej czynności.

czwartek, listopada 08, 2018

Patrzę i doceniam


Jedno z najpiękniejszych doznań... Powitanie dnia pośród łąk, 
w otuleniu rześkiego, wilgotnego powietrza i zapatrzenie w dal, hen tam, gdzie wstaje słońce... 

niedziela, listopada 04, 2018

Nieoczywiste rozwiązania


Niedzielne popołudnie... Sączę w ciszy zieloną herbatkę. 
Wypakowuję z samochodu starociowe moje zakupy. 
Wczoraj jakoś zabrakło czasu. Przy tym czyszczę, szlifuję, poleruję... 
By wszystko czyściutkie móc ułożyć w nowych miejscach. 
Na początek z różyczek gałązkowych, 
które nad wyraz długo zdobiły wnętrze salonu, ścięłam główki, 
nigdy ich nie wyrzucam:-) 
Do wianków przydadzą się w którymś momencie. 

czwartek, listopada 01, 2018

W jesiennej scenerii


W przeciwieństwie do wczorajszej nocy, kiedy to kilkanaście minut po północy zbudziło mnie zawodzenie psa, spałam dziś smacznie aż do samiutkiego ranka:-) Takie niespodziewane odgłosy w środku nocy (po trzech godzinach snu, tak właśnie się czułam), wprowadzają niepokój. Wybiegłam czym prędzej z łóżka, bez namysłu odsłoniłam tarasowe okno i otworzyłam je na oścież, by wpuścić do domu psa, o którym- tak pomyślałam, zapomniałam po wieczornym spacerze. Zawsze lubi pozostać sobie wieczorem na czas jakiś w ogrodzie. Okazało się jednak, że spał sobie smacznie na swojej podusi, przyśnić jedynie musiało mu się coś złego i stąd to wycie. A zatem z powrotem do pieleszy cieplutkich, by zasnąć choć na kilka godzin jeszcze. To jednak nie było już takie proste. Poczułam dyskomfort i niepokój. W nocy wszystko, nawet odgłosy psa, przybiera innego, straszniejszego wyrazu . Sen nadszedł na szczęście nie wiedzieć kiedy i zasnęłam na trochę jeszcze. Dziś za to nic nie zakłóciło już mojej nocnej ciszy:-) Ani też poranka, który smakowałam w zachwycie:-) I tak nadszedł kolejny bezwietrzny, pogodny, cudowny dzień jesieni.

piątek, października 26, 2018

Niby nic


Potrzeba matką... inspiracji:-) Poszukiwałam pilnie skrzyni na drewno kominkowe. Zajrzałam do pracowni, garażu, domków narzędziowych... I znalazłam! Pod ławeczką w salonie:-) W niej dyńki moje bielutkie. Zatem rozdysponować wystarczy jej zawartość i już. Jednak sporo ich jak się okazało. Wymyśliłam, że ozdobię nimi kredens, ten z salonu:-) Ze starą porcelanką pięknie im:-)

wtorek, października 23, 2018

Towarzysz mój miły


Dziś spośród moich planów kilku, zrealizowałam namiastkę zaledwie. A to za sprawą tego, co za oknem. Nie zachęca szarość i zimno przenikliwe. Wczoraj udało mi się zebrać trochę liści, które w ilości imponującej zrzucają katalpy. Przycięłam też anabelki, szpecące widok za kuchennym oknem swoimi suchymi, ciemnobrązowymi łebkami. Jest już czyściutko, przynajmniej póki co:-) Od zawsze jakoś energii i chęci do działania mniej miałam, kiedy czułam, że jest mi zimno. Stąd tak bardzo kocham chyba lato. A kiedy wspominam moje mieszkanko w starej kamienicy na poddaszu w centrum Gliwic... Oj namarzłam się w nim za wszystkie czasy:-) Przynajmniej zanim pojawiły się kaloryfery. Kąpiele w zimnej wodzie też na zawsze będę już wspominać z delikatnym dreszczykiem:-) Najcenniejsze w moim domu, co w takim jak dziś momencie hołubię i cenię ze wszystkich sił, jest kominek:-) I to on przez kilka najbliższych miesięcy, będzie moim najmilszym towarzyszem:-) Zaraz po nim świece i spory zapas zielonej herbaty, od której zdążyłam się już uzależnić:-) Tym samym, dziś oto, wnętrze mojego kominka, rozświetliły po raz pierwszy tej jesieni urocze, świetliste, strzelające  płomyczki:-) I już na sam widok cieplej jakoś i milej... 

niedziela, października 21, 2018

Koronki, biele i świąteczny akcent


Targi ślubne... W dodatku w Centrum Kongresowym, które tak dobrze wspominam z targów wnętrzarskich. Dla mnie niestety strata czasu, rozczarowanie, zawód. A brzmiało tak dumnie i szumnie. Przestrzeń zbyt mała, a zatem ciasno. Stoisk niewiele. Bilet wstępu 20 zł.
Niczego nie wyniosłam, nic mnie nie zachwyciło i nie zainspirowało. Krótko mówiąc, stracone, niedzielne przedpołudnie. Szkoda wielka. Jeśli kiedyś pojadę, to wyłącznie na targi wnętrzarskie. Ślubne okazały się wielkim rozczarowaniem. Właściwie pod każdym względem.
Nie polecam! To oczywiście moje tylko zdanie. I dziewczyn, z którymi byłam. Na szczęście trwa wciąż niedzielne popołudnie. Mogę zagospodarować je tak jak chcę:-) Nacieszę oczy nareszcie widokiem dwóch starociowych perełek, które w piątek trafiły pod mój dach:-)

środa, października 17, 2018

Chmielowe wianki i inne przyjemności



Dzisiejszy mój dzień mija pod znakiem prac porządkowych:-) Jakoś tak to się dzieje, że wciąż w tym zakresie coś czeka i jest do zrobienia. Ale kiedy już wszystko odnajduje swoje miejsce i miło mi zerkać na schludne i ogarnięte wnętrze, zawsze jeszcze kusi mnie, by przyozdobić to i owo na koniec:-) I tak wianków zachciało mi się z chmielu, a jego gąszcz akurat bagażnik mojego samochodu wypełniał. Nad okapem zaś stary, mchowy, wypłowiały wianek czekał już na wymianę i nad kominkiem miło byłoby coś świeżego zawiesić.  Szyszki chmielowe uwielbiam. Sadzonek poszukuję, by wzdłuż ogrodzenia takie pnącza mieć u siebie. Cudne są:-) Zrobiłam dwa, a właściwie zrobiły się same. Formują się bez problemu w efektowne okręgi:-)

niedziela, października 14, 2018

Najlepiej w domu


Dziś cieszę się moim porankiem bardziej niż zwykle. Doceniam, że obudziłam się w swoim łóżku, że mogłam zaparzyć kawkę w swojej ukochanej filiżance ze złotą, startą lamówką, a do niej przygotować ulubione musli z plasterkami banana... Dziś tak dobrze mi z tym, że po prostu jestem w swoim domu, ze wszystkim co kocham dookoła... Bo przecież tak nie musiało być. O włos dziś właśnie byłabym w innym, mniej przyjaznym miejscu... I takie momenty sprawiają, że cieszy jeszcze mocniej jaśniejące niebo za kuchennym oknem, że poranna kawka smakuje lepiej, a widok sikorki wyprężającej łebek i zaglądającej do wnętrza salonu przez tarasowe okno, chwyta za serce i rozczula jeszcze bardziej:-) A kiedy jeszcze usłyszałam stukanie dziobkiem w szybę... To takie upominanie, że oto czas już przygotować jakieś ziarno w karmnikach:-) Cudowny poranek:-) Zasnuty mgłą, rześki, z promieniejącym już po chwili niebem, bo słońca już nie sposób mi widzieć. Wstaje za którymś z domów. Ale wiem, że jest:-) Dziś też mogę cieszyć się ukończonym już ogrodzeniem:-) Jest intymniej i przytulniej. I po prostu ładniej:-) Sufit nad tarasem ma już deseczki białe. Jednak przemaluję je na szaro. Na wiosnę zaś, powstanie płotek dookoła tarasu:-) Prosty, sztachetkowy. Póki co, cieszę się tym co jest i że krok po kroczku, to co w mojej głowie się rodzi, nabiera realnych kształtów:-) Jedną jeszcze zmianę zauważam. Zapytano mnie, podczas wykańczania ogrodzenia, czy maskujemy filarki od zewnątrz czy od środka, tj z której strony ma być ładniej. Kiedyś oczywiście odpowiedziałabym, że od zewnątrz...

środa, października 10, 2018

Kto rano wstaje...


Mój wczorajszy dzień rozpoczęłam przed świtem. Zapaliłam świece, które tliły się długo potem w różnych kątkach domu... Uchyliłam okna. Powietrze rześkie wypełniło wnętrze kuchni i sypialni. Lubię bardzo, kiedy łączy się z tym ciepłym, domowym:-) Wtuliłam się mocniej w swój przyduży szlafrok. Muśnięcie wilgotnego, zimnego powietrza o poranku miłe bardzo. Wyszłam nawet kilka razy, by zrobić głębszy oddech, ale powróciłam czym prędzej do swojej przytulnej kuchni:-) I choć noc właściwie wciąż jeszcze za oknem, zdążyłam odświeżyć swoje dyńkowe aranżacje na stołach:-) Obrusy ustąpiły dla odmiany odsłoniętym, bielutkim blatom. Na jadalnianym zaś stole skrzynia moja ulubiona stanęła z dyńkami wszystkimi, tymi mniejszymi, jakie miałam. 

niedziela, października 07, 2018

Jak ze snu


Gdyby tak mogło pozostać już na zawsze, byłabym szczęśliwa:-) Dziś znów rozwarte na oścież okna. Nie trzeba zastanawiać się, czy nałożyć przed wyjściem płaszcz czy termiczną kurtkę. Achhh:-) Do tego to ten moment, kiedy czyszczę i układam swoje starociowe perełki dookoła. A były to naprawdę udane starocie. Wyszukałam prawdziwe skarby, głownie ceramikę:-) A dopiero co narzekałam sobie pod nosem, że tęsknię do czasów, kiedy i wazy stare i dzbany zdarzały się. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, cudowności, o których nawet nie śmiałam zamarzyć, wpadły w moje drżące z zachwytu ręce:-) Misa na początek. Z zestawu toaletowego podejrzewam, bo spora dość. Dla mnie CUDO! Ciężka bardzo. O kształcie wprost z mojego snu...

środa, października 03, 2018

Inaczej niż zwykle



Chyba jednak najbezpieczniej będzie pojechać do sklepu jakiegoś i rozejrzeć się za czymś ładnym. Dotknąć, przymierzyć... Pozostanę przy takim moim, sprawdzonym i pewnym sposobie robienia zakupów:-)
Przeczytałam przeróżne opinie na temat strony, o której wspomniałam w poprzednim wpisie. Taki świat. Nie zawsze to co widać, odpowiada faktycznemu i rzeczywistemu stanowi. Szkoda wielka. Nie rozumiem. 
Nie nadążam. Po wczorajszej mojej ekscytacji, ani śladu. I tak to marzenia i wyobrażenia koryguje bardzo surowo życie. A właściwie ludzie. Bo to oni przecież stoją za tym wszystkim. Zatem ostrożnie należy obchodzić się z zamawianiem na odległość:-( To takie małe sprostowanie do tego co wczoraj. Będę spokojniejsza. Tymczasem tutaj ponuro, wietrznie i mokro. Kawka znów ratuje mi życie:-) Bez niej niezdolna byłabym do najprostszych czynności. Zmobilizować się zamierzam, by kuchnię ogarnąć nieco. Tam zawsze jest co robić:-) Właściwie wszędzie coś czeka. Pies zmienia sezonowo swoją sierść. Nie rozstaję się z odkurzaczem:-) I tak to dzień do dnia niepodobny. Raz góry przenoszę, cały dom wywracam i porządkuję, by już następnego dnia trzy razy wyłączyć budzenie i ze zdziwieniem stwierdzić, że oto dzień wstał już dawno. Wyraźnie odczuwam tę jesienną aurę. Mniej energii, czasem i chęci. Ale to nic. Przyjmuję i to. Nie czynię sobie wyrzutów. Choć kiedyś karciłam siebie, źle się czułam. Oskarżałam siebie o lenistwo, choć z lenistwem przecież niczego wspólnego nie miały takie chwile.

wtorek, października 02, 2018

Zielono mi


Udziela mi się bardzo jesienny klimat nie tylko w domowych poczynaniach przeróżnych. Po długim czasie, trafiłam do sklepu mojego ulubionego, oczywiście do TK Maxx:-) W nim czekały na mnie cudne sweterki dwa. Jeden z nich klasyczny, dopasowany, z subtelnymi guziczkami w  butelkowej zieleni. Drugi to zupełna odwrotność pierwszego. Szeroki, wygodny, z pozoru nieco za duży, w musztardowym  (ukochanym moim) odcieniu. Oba już bez mierzenia zakupić mogłam:-) I tak to z tym obszernym nie rozstaję się na krok. Zielony czeka na szczególniejszą okazję:-) Niejako kontynuacją były zakupy na giełdzie kwiatów:-) Są tam i takie sklepiki:-) Powróciłam z płaszczykiem mięciutkim, miodowym i sukienką... Istne szaleństwo. Dawno już tylu cudowności naraz sobie nie sprawiłam.

niedziela, września 30, 2018

Moje radości


I nastał niedzielny poranek😉 Na początek mroźny, z trawą pokrytą szronem, jednak już po chwili z cudnie budzącym się niebem. 

środa, września 26, 2018

Zimno...


Owinęłam się ciepłym szalem, okryłam kołdrą i wciąż mi zimno... Trochę czasu spędziłam dziś i wczoraj w pracowni, by przygotować wszystko na sobotnią naszą sprzedaż podwórkową, a zrobiło się w niej dość zimno niestety. Jeszcze nie uruchamiamy ogrzewania. Wciąż tli się nadzieja, że aura zmieni się na taką słoneczną i w pracowni znów cieplutko będzie i miło:-) Tzn miło jest zawsze:-) Poszukuję kozy/pieca. To taka dodatkowa alternatywa będzie. No i są, tyle że współczesne głównie. A mnie marzy się stara, zdobna:-) Mam jeszcze trochę czasu?:-) A juro czeka nasza kwiatowa giełda. Zamówiłyśmy białe dyńki, oby czekały:-) Wrzosy zielone też chciałabym zakupić dla siebie. I może chryzantemki z tych małokwiatowych, białe do donic. O ile w samochodzie miejsce jakieś pozostanie. Takie to plany na przedpołudnie jutrzejsze:-) A właściwie jego część. Tymczasem kilka ujęć tego, co przygotowałyśmy pod sprzedaż sobotnią:-) To tylko część. Nazwijmy to górny poziom:-) Przy wejściu na dole czekają pozostałe klamoty-)  

niedziela, września 23, 2018

W jesiennej nucie



Umysł nie jest moim sprzymierzeńcem... Wiem to już na pewno. Jest przewrotny i mam wrażenie, że jest tym drugim głosem, przekornym, odwracającym myśli od tego, co chcę dobrego dla siebie zrobić. I to znów niezwykły dla mnie moment. Bo oto uświadomiłam sobie, że to on miał nad wszystkim kontrolę. Kiedy próbowałam zrobić krok w którąś stronę, on prowadził mnie w przeciwną. No ale skoro już wiem, że tak właśnie jest, mogę coś z tym zrobić. I odtąd, to ja decydować zamierzam, co i jak się zadzieje. Odczuwam wręcz złość i żal, że odciągał mnie przez te wszystkie lata od tego, co dyktowało serce. W małych, codziennych sprawach i tych ważnych, znaczących. Kiedy pragnęłam rano pobiegać, podpowiadał mi, bym pozostała w domu, bo zimno, bo za mało czasu, bo lepiej spożytkuję czas w inny sposób... Słyszę wciąż ten głos, ale już mu nie ulegnę. Dziś poranek znów rozpieszczał. Chciało się wszystko. I jednocześnie cieszyłam się błogością, ciszą i nicnierobieniem. To też doskonały moment na przebieżkę, bym potem rześka i szczęśliwa mogła oddać się pieczeniu ciasteczek albo bułeczek, ogólnie domowym wszelkim zajęciom. I zamiast zachęty, usłyszałam... pozostań w domu, tutaj tak miło i przytulnie, po co ci ten wysiłek. Zobaczyłam obrazy przemiłe czyściutkiej kuchni, poczułam zapach ciasta... Wszystko zamiast...

czwartek, września 20, 2018

Dyńka tu, świecznik tam...


Miłe bardzo uczucie... Zerkać, jak realizują się pomysły, które jakiś czas temu urodziły się w mojej głowie:-) A powstaje mój wyczekany, wymarzony płot/ogrodzenie:-) I choć dopiero połowa stoi, ja nie posiadam się z radości:-) Jest tak, jak myślałam i pragnęłam by było:-) Czuję już tę intymność, której tak bardzo było mi tutaj brak... Nie straszne już mi będą kolejne domy, które wyrastają jeden po drugim. Jakoś przytulniej mi teraz i... piękniej:-) Nawet znielubiane od początku przeze mnie tujki, prezentują się na tle szarości całkiem dobrze:-) Na co dzień zaś doświadczam tych mniejszych, codziennych urzeczywistnień wszelakich, dekoracyjnych moich wyobrażeń i impulsów, którym nie umiem się oprzeć:-) Ani też nie chcę. Dziś na ten przykład, powstała wariacja świecznikowa i dyńkowa:-)

środa, września 19, 2018

Prowadzę siebie za rękę



Bardzo głośno wszędzie o zakończeniu lata, jesienne inspiracje na każdym już niemal kroku można napotkać... Nawet sama dyńki i wrzośce zakupiłam wcześniej niż kiedykolwiek. I jakoś tak naturalnie ten porządek rzeczy przyjmuję. Nie buntuję się. Czekam. A właściwie chłonę każdym zmysłem to co jest:-) A jest wprost cudownie:-) Aura rozpieszcza:-) Przyroda obdarowuje obficie swoimi skarbami. Wschody słońca  nie mają sobie równych. Niezwykły czas:-) A zmieniło się chyba tylko jedno. Cieszę się tym co jest, bez lęku, że za chwilkę skończy się. Wcześniej ten strach przed zakończeniem lata na przykład, przesłaniał to wszystko piękne, co jego schyłek ofiarowuje. I zamiast czerpać, rozmyślałam jak to będzie bez niego... Podobnie zresztą w życiu. Drżałam o wszytko dobre i piękne, bo ulotne, zamiast cieszyć się, że jest i tylko to. By potem jedynie ułożyć to w sercu i powracać wspomnieniem z bijącym sercem do każdej z tych cennych chwil. A zatem wszystko rozgrywa się w głowie. A ja krok po kroczku przemieniam swoje myślowe nawyki, wraz z tym zmienia się postrzeganie i samopoczucie. Na o wiele lepsze:-) To znów krok ku wolności. Tej szeroko pojętej. Wyzwalam się  z sieci nagromadzonych przez lata, wewnętrznych uwarunkowań, z tych wszystkich supełków wyplątowuję swoją duszę:-) I tutaj zawsze już będę nucić panią Celińską... `W supełkach byłam cała, lecz się wyplątałam...` A było ich naprawdę sporo. Wciąż są, ale zauważam jak same, jeden po drugim znikają. Czuję, że sama decyduję, jak będę się czuła. I tak mi z tym dobrze:-) Dotąd poddawałam się posłusznie tej smutnej, cierpiącej i samotnej (tutaj jest całe sedno) dziewczynce we mnie. Jestem bliżej siebie, daję sobie prawo do własnych emocji, jednak potrafię już poprowadzić siebie za rękę, kiedy pojawia się ten melancholijny ton.

niedziela, września 16, 2018

W moim starociowym raju



Potrzebuję zatrzymujących wzrok, pięknych przedmiotów i dekoracji jak powietrza... Jest niedzielny poranek. Właśnie obudziło się słońce na moim niebie. Popijam siemię i patrzę. Z zachwytem, z radością, z bijącym sercem. Otaczam się tyloma przedmiotami. Wszystko odnajduje swoje miejsce. I żadnego z tych miejsc nie wyobrażam sobie bez tychże dodatków. Karmię nimi swoją duszę. Są mi niezbędne. Bym mogła żyć tak jak kocham. Kiedy zdarza mi się odwiedzić kogoś, zawsze przyglądam się wnętrzu. Jak jest zaaranżowane, na mebelki, dekoracje. I w większości z nich nie umiałabym żyć. I to właśnie ta odmienność... Postrzegania, upodobań, swoich własnych wyobrażeń. Zastanawiałam się wczoraj, jak to jest, kiedy kształtuje się i utrwala wyobrażenie swojej przestrzeni. Bo zrozumiałe jest to, że każdy postrzega ją inaczej. Ja uwielbiam wnętrze pełne starociowych mebelków i dodatków, ktoś inny jednak wybierze nowoczesne rozwiązania. I to jest niezwykłe:-) I ja i ten ktoś, czujemy się w swoim domu cudownie. I tak poszukując odpowiedzi na moje pytanie, natknęłam się na ten oto wpis klik. Ciekawy sam w sobie, włącznie z komentarzami pod nim:-) A sięgając wstecz, do domu mojego rodzinnego, zauważam jedno podobieństwo, przywołując obraz mojej kochanej Mamy. Na pewno przywiązywała wagę do drobiazgów i dodatków. Lubiła się nimi otaczać. Nie były to starocie. Ani też biała ceramika, które królują w moim domu. To jednak nie ma tutaj znaczenia. Ona po prostu kochała dekorować i upiększać swoją przestrzeń. Czerpała radość z tych dodatków, cieszyła się, że są, że może zawiesić na nich oko, przestawić coś, by nowy swój nabytek wyeksponować mocniej:-) Robię przecież dokładnie tak samo:-) I tutaj być może przejęłam tę słabość od mojej Mamy. Co zaś się tyczy stylu, gustu czy zmysłu, którymi kierujemy się przy urządzaniu swoich wnętrz, kształtują się raczej indywidualnie, zmieniają się i dojrzewają wraz z nami. Nie nabywa się ich ani nie dziedziczy.

środa, września 12, 2018

Moje dni


Jestem taka wdzięczna... Za dar poranka. Za każdą niteczkę na moim niebie. Za calutki, niezwykły spektakl, jakim wczoraj mnie obdarowało... Nie sposób opowiedzieć tego ani opisać. Porównanie mam jedno, z ostatnim koncertem, na którym byłam z moim synkiem. W oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru, wysłuchaliśmy wielu piosenek innych zespołów po drodze. Były niejako tłem, podsyceniem emocji. Przestępowaliśmy z nogi na nogę, bo oto już za moment, miała wystąpić nasza gwiazda:-) Taką też gwiazdą, tyle że poranka, było słońce i jest każdego dnia. Niebo przesycone kolorami, plamkami i niteczkami... Ono zaś wschodziło majestatycznie, dostojnie, zjawiskowo. Stałam oparta o ścianę domu, pełna zachwytu, poruszona, wdzięczna. Bo oto tak cudnie wita mnie dzień. Poczułam się ważna. I naprawdę szczęśliwa:-)

niedziela, września 09, 2018

Dobra powszedniość



Mija niedzielne popołudnie... Więcej niż zwykle myśli dziś mi towarzyszy, bo i czas ku temu dobry. Cicho, leniwie, lekko na duszy jakoś i tak zwyczajnie, domowo, dobrze mi:-) Nic nie muszę, a tylko mogę. Wybiegam troszkę ku przyszłości, tej powszedniej, mojej. Widzę obraz, a właściwie zarys świata, rzeczywistości, w jakiej pragnęłabym budzić się i zasypiać... Przewodnim w niej elementem jest spokój... Ten wewnętrzny, ale i wszechokalający, zewnętrzny. To, co cenię i dostrzegam już teraz, pragnęłabym uczynić powszednim moim stanem. 

piątek, września 07, 2018

Dyńki giganty, białe wrzośce i smak porannej kawki


Poszukuję mojego mięciutkiego swetra zaraz po przebudzeniu, potem koca, by przysiąść z filiżanką siemienia. Inne to już poranki. Mniej letnie. Chłodne i ciemne. Czuje się już powolutku odchodzące niestety lato. Naturalna kolej rzeczy. I przyjmuję ją z jednej strony bez buntu i z pokorą, z drugiej jednak szkoda mi bardzo... Napominam się za te przedwczesne ubolewanie, bo przecież lato wciąż jeszcze i kwitnie wszystko i zachwyca. To taki syndrom lęku o to co dobre, by nie odeszło, na zapas, choć wciąż przecież trwa. A ja często zamartwiam się na zapas... Przez to tracę pełnię tego, co dzieje się cudownego teraz. No ale jak tutaj zmienić coś, co przez wiele długich lat kierowało moimi myślami i emocjami, co hulało sobie w najlepsze w mojej głowie... Da się, wiem to. Jednak nie tak od razu. I pracuję nad tym oczywiście:-)

środa, września 05, 2018

Smakują mi te dni


Powróciła szkolna codzienność... Od wakacyjnej o tyle inna, że planowana już i mniej spontaniczna. Zajęć więcej i obowiązki nowe. 
Przybyło punkcików kilka na każdy dzionek. 
Wdrażamy się zatem powolutku wszyscy w ten nowy porządek rzeczy.
Moje poranki niezmiennie pozostają moimi:-)
No chyba, że prześpię te najcenniejsze dla mnie chwile.
A to zdarzyło się ostatnio już dwa razy😮
No ale tłumaczę sobie, że taką miałam widocznie potrzebę, by odespać to wszystko, co zbyt intensywne było.
Potem znów powraca ten mój rytm, z którym najlepiej mi:-)
Wczesny bardzo poranek. Rytuały około-łazienkowe.
Pierwsze kroki do kuchni, by siemię wrzątkiem zalać. 
Przebieżka zaraz potem ścieżką ulubioną.
I to cudowne zmęczenie po powrocie:-)
Prysznic szybki i śniadanko, najchętniej w promieniach pierwszych na tarasie...

niedziela, września 02, 2018

Przedpołudnie w kuchni



Szkoda mi... Przebudziłam się dziś później niż kiedykolwiek. Ominęło mnie tak wiele. Powietrze ciepłe już, niebo nie spowijają plamki pomarańczowe... Z drugiej jednak strony, wypoczęłam za te kilka ostatnich, bardzo intensywnych dni. Wszystko nadrobię:-) Wyszłam zatem do ogrodu. Pobyłam pośród kwiatów. Wysączyłam siemię. Dookoła cisza cudowna. Za to kocham niedzielne poranki:-) Wszystko spowalnia, można kawkę zaparzyć i celebrować każdy moment, napawać się tym leniwym, błogim stanem. I choćby nawet czekała gdzieś starociowa giełda z perełkami niezwykłymi czy cokolwiek próbowało kusić swoim czarem, nie uległabym. Szczególnie teraz, kiedy tyle dzieje się wokół. To jeden z takich momentów, kiedy wsłuchuję się w samą siebie, koję zmysły zapachami, smakami, ciszą na przemian z muzyką moją tylko. Dobrze mi. Tak jak tylko dobrze może być. Niczego mi nie potrzeba. Wszystko mam tutaj, w tym niedzielnym, cichym, moim `tu i teraz`:-) Dobrze się składa, że na dzisiejszy dzień przypada uzupełnianie moich jedzeniowych zapasów. Słój po musli puściutki już. Po humusie i po owsianko-jaglance ani śladu. Z chlebka piętka zaledwie pozostała. Zupki kilka ostatnich łyżek zjadłam wczoraj. Mleka ani kropli w lodówce. Poza krowim, bo dzieci lubią. Te kilka produktów stanowi moją bazę na kilka dobrych dni.

środa, sierpnia 29, 2018

Ogrodowo


Na równi z poczynaniami moimi dekoracyjno-mebelkowymi, domowymi, cieszą mnie prace ogrodowe:-) I wszystko to, co nowego w ogrodzie właśnie i na tarasie przy okazji się zadzieje.
Wczorajszy dzień taki właśnie był:-) Ogrodowy. I choć dla kogoś 
z zewnątrz nic wielkiego się nie wydarzyło,
ja wiem, że kwiaty czekające dzielnie w doniczkach, rosną już sobie godziwie tu i tam, że hortensje przekwitłe ścięte i znów zerkam na te przebarwione już tylko, których urok zakłócały wcześniej zeschnięte, ciemnobrązowe... I porządek w kilku kątkach jest już, które to miejsca omijałam i pracę w nich odkładałam na lepszy czas. 
Wyzbierałam urocze, zieloniutkie robaczki, które upatrzyły sobie moje róże:-) Sporo ślimaków trafiło za płot, na niezamieszkałą działkę. Zapragnęłam późnej jabłoni jeszcze i wiem gdzie można ją posadzić... Nie mogło się obyć bez kilku zmian:-) 

niedziela, sierpnia 26, 2018

Cenne chwile


Podarowałam sobie dziś zapach chleba wczesnym rankiem i ciasteczka maślane z kawką słabiutką, bo taka teraz smakuje mi bardzo. I nawet dobrze mi z deszczem i szarym niebem:-) Potrzebę mam wielką, by wtulić się w tę błogość i ciszę, w ten spokojny, niedzielny czas...
Cenię bardzo każdy z momentów, które sprawia mi życie:-) Dni wypełnione po brzegi sprawami i ludźmi i takie jak dzisiejszy, sielskie, domowe, moje tylko... Tym mocniej chyba jeszcze uwielbione po tych intensywnych. I tak szumi sobie deszczowy świat za oknem, dziś uchylonym zaledwie, bo zimno jakoś. I to jedyne, co dociera do mych uszu. Obok pomruków śpiącego pod oknem psa:-) Przemiła odmiana po codziennych odgłosach dobiegających z licznych budów dookoła. Sprawiają czasem, że ochotę mam nieodpartą zaszyć się w jakimś odosobnionym miejscu i tam pozostać. Jakże inaczej było tutaj na początku... Brzozowy lasek za płotem, sarny podbiegające bez lęku i zające kicające pośród traw. Tylko uszy wystające utwierdzały mnie w tym uroczym przeświadczeniu, że są:-) Dziś, domy wszędzie już. Jedynie las stoi nienaruszony na szczęście. By nie korciło mnie już nic, deszcz uwolnił mnie nawet od myśli o wyruszeniu na starocie:-) Zatem trwał ten leniwy poranek mój błogi. Ze wspomnieniem wszystkiego dobrego co znów było, w moim nieśpiesznym tu i teraz:-)

czwartek, sierpnia 23, 2018

Jesiennie nieco


Jak przejść obojętnie... Wiem, że lato wciąż przecież i o jesieni lepiej mi nie myśleć jeszcze. A jednak. Przy okazji zakupów kwiatowych dzisiejszych, jedno spojrzenie wystarczyło, by uśmiech zagościł na twarzy i zachwyt niepomierny w sercu:-) Białe, okrąglutkie, małe i duże. Czekały na mnie ukryte pośród pomarańczowych i zielonych współtowarzyszek. Dynie oczywiście:-) Zobaczyłam i bez zawahania najmniejszego, zakupiłam. Inaczej zupełnie niż dotąd. Wierna letniej aurze do ostatniego, letniego, wrześniowego dnia, czekałam. I na wrzosy, i na dynie. Tym razem, niczego poza zachwytem nie poczułam. Ani żalu, że to już, ani poczucia zdrady, że oto jesienne klimaty przywołuję bezkrytycznie. Przyjmuję to, co niesie dzień. Dzisiaj i tak w ogóle.

poniedziałek, sierpnia 20, 2018

W błękitnym nastroju


Wystarczyło przypadkiem zupełnie napotkać na ostatnich starociach błękitną konewkę w kształcie moim ulubionym, by zacząć rozglądać się za wszystkim błękitnym, co w moim domu znaleźć się mogło. Chodzi za mną takie pastelowo-niebieściutkie cokolwiek, tak dla przełamania wszechobecnych bieli. Raz na jakiś czas mam tę potrzebę. Na tę chwilę z garażu przyniosłam krzesełko starociowe, które nie doczekało się jeszcze odświeżenia, ale co tam:-) 
Piękne jest już teraz! I błękitne w dodatku:-) 

sobota, sierpnia 18, 2018

Kocham Cię życie


Każdy dzień niesie tyle przeróżnych emocji, doświadczeń nowych, dobrych, ale też i trudnych czasem. Zmęczenie, ale i satysfakcję i radość niepomierną, bo coś udało się tak jak planowałam czy też czas dane mi było spędzić w towarzystwie osób, z którymi dobrze się czuję... Dziś mam wolny dla siebie czas i tyle chciałabym zrobić i nie robić nic zarazem. Wybrałam coś pomiędzy:-) Bo i poodpoczywałam za ostatnie dni sobie i ogarnęłam co nieco i danie wg własnego pomysłu ugotowałam:-) Choć gdzieś tam przejawia się w nim to wszystko, co chłonę już od jakiegoś czasu od pani Pawlikowskiej:-) 

środa, sierpnia 15, 2018

W nowej odsłonie



No i stało się... Obraz, który kiełkował w sercu i głowie od jakiegoś już czasu, klaruje się coraz piękniej i nabiera mocy. Dziś ostatecznie poczułam, że tak chcę:-) Patrzę na moje ektorpowe, białe  sofy, do których już nawet nowe, niebiałe i nietanie pokrowce upatrzyłam, a wyobraźnia ściele przede mną salon, w którym to wielkie, ikeowskie `cudo` odda pokłon mojej niedawno nabytej, najwygodniejszej na świecie, ze sprężynowym siedziskiem, najpiękniejszej, sofie z falbankowym oparciem. Starej oczywiście. Czeka sobie póki co w pracowni. Piękna jest. Kilka zabiegów przywróciłoby jej pełny urok i wdzięk. Na początek przetarłabym w bieli albo w ciepłej szarości drewniane elementy... No może jeszcze brudny beż mógłby być. Wyjść jednak trzeba od tapicerki. Ona podyktuje całą resztę. Jestem pewna, że `nowa` sofa cudownie wpisałaby się w tę salonową przestrzeń. Do niej dwa foteliki jakieś i miejsca tyle pojawiło się wolnego. Ektorpy sporo go zajmują. To moja wolna myśl póki co:-) Trzeba mi skonfrontować ją teraz i niejako uzyskać przyzwolenie, by tak mogło się stać. A marzę bardzo, by mogło:-) 

piątek, sierpnia 10, 2018

Wybieram sercem


Wdzięczność i uważność...
Wciąż uczę się taka być. Wdzięczna i uważna. 
 Za to, czym obdarowuje mnie życie i na to wszystko,
 co przynosi każdy dzień.
Nikogo nie muszę pytać o pozwolenie. Daję sobie to prawo, 
możliwość czerpania nieograniczonego dobra,
które przychodzi do mnie samo:-)
Otwiera przede mną na oścież drzwi do zasobów piękna,
które niosą codziennie dziejące się cuda tuż przed moim nosem.
By je dostrzec, wystarczy szerzej otworzyć oczy i serce.
Otwieram zatem i cała wsłuchuję się i wpatruję w szelest liści poruszonych wiatrem, w dźwięk kropel upragnionego po wielu gorących dniach deszczu, w świergot przemiły dobiegający wczesnym rankiem 
z lasu...

wtorek, sierpnia 07, 2018

Mój dzień


O czwartej ściszyłam wibracje w moim budziku. Jakoś ciężko było mi dziś wstać, tak też przedłużyłam tę błogą chwilkę snu o dziesięć minutek. I to wystarczyło, by przetrzeć oczy i rozpocząć poranne rytuały:-) Po kilku minutkach sączyłam już swoje siemię, zapatrzona w skaczący płomyczek świecy, którą ustawiłam na stoliku wraz ze  starą wazą. Brzask rysował się już cudnie w oddali. Wyszłam na zewnątrz. Powietrze rześkie, zimne, wilgotne... Uwielbiam, kiedy mogę poczuć je w głębokim oddechu. To prawdziwy smak życia:-) Przenika do głębi, utwierdza, że każdego dnia dotykam cudu, niezwykłego daru, niosącego tę cenną energię i chęć na wszystko już potem:-) A ja wielką zawsze mam chęć na każdą giełdę kwiatów, która czeka. Dziś w planach zakupowych fuksja, biel i krem. Sprostałyśmy pięknie tym założeniom, a pracownia tonie znów w kwiatach:-)

sobota, sierpnia 04, 2018

Takie tam codzienności:-)


Zapatrzona w pomarańczowe cienie na ścianach, z filiżanką cieplutkiego naparu z siemienia, układam wczesnym rankiem punkciki na dzisiejszy dzień. A żeby nie było za sielankowo, wylałam calutką jej zawartość na stolik i podłogę. Śliską ciecz trudno było mi zebrać z powierzchni podłogi, ale jednocześnie mogłam zobaczyć, że po wyschnięciu, miejsce to jest gładkie, śliskie i błyszczące. Poczułam się jak odkrywczyni:-)

niedziela, lipca 29, 2018

Tyle dobrego...


Była szarlotka i limoncello:-) Nasze starocie całe w słońcu, pani Celińska w tle i LUDZIE przede wszystkim:-) Nasza sprzedaż podwórkowa, druga dopiero, a już tyle dobrego przyniosła. I nie myślę tutaj o utargu! Bo na tę chwilę jest marnie:-) To, co cenne, to niezwykłe kobiety, które nas powolutku odnajdują:-) Z podobnym odczuwaniem i wrażliwością, z zamiłowaniem do staroci i piękna samego w sobie... W zamyśle też naszym jest, by tam właśnie, przed naszą pracownię, raz w miesiącu, w każdą ostatnią sobotę miesiąca, a zatem podczas naszej podwórkowej sprzedaży, zapraszać i tworzyć stoiska przyjaznych ciału i zdrowiu produktów, ale i takich, niosących piękno zewnętrzne:-) A zatem biżuterię własnoręcznie tworzoną na przykład. Tak też wczoraj, obok naszych staroci, stanęły kosmetyki organiczne, naturalne, które posłużyć mogą nawet weganom:-) Same z Anią od kilku miesięcy stosujemy:-) Ujęła nas bardzo idea firmy... Produkty, które z powodzeniem mogłyby kosztować kilka razy więcej, mają bardzo przystępne ceny, przy tym wysoką jakość.

czwartek, lipca 26, 2018

Myśl jedna, kwiaty i biała drabina


Nie pamiętam już nawet, 
kiedy zaczęło się to moje starociowe szaleństwo:-)
Rozczuliła mnie dziś związana z nim pewna myśl. 
Sięgając pamięcią wstecz, widzę siebie, 
odkładającą każdy grosik na zbliżającą się starociową giełdę...
To była świętość. Wydarzenie, pod które układałam wszystko inne.
Nie przykładałam wagi do ubrań, kosmetyków, nawet do jedzenia.
Byle tylko mieć z czym pojechać na moje ukochane starocie.
I tak przez te wszystkie lata, 
perełka po perełce, 
tworzyłam swoje starociowe królestwo:-)
Teraz już mogę pozwolić sobie na więcej.
I nie robię tego kosztem innych, ważnych wydatków.
Jednak dziś, coś miłego i niezwykłego uświadomiłam znów sobie...
 Jeśli w życiu słuchamy swojego serca, 
trzymamy się drogi, którą ono nam podpowiada,
realizujemy to co kochamy,
prędzej czy później, zaowocuje to czymś dobrym i pięknym:-)

niedziela, lipca 22, 2018

Taka tam odmiana:-)


Z zewnątrz raczej niezauważalna zmiana. Ale to nic:-) Ja wiem, że to inna szafeczka:-) I ona doczekała się uwagi. Zakupiłam ją na Szombierkach wraz ze stolikiem z falbanką od jednego (tego samego) sprzedawcy jakiś czas temu. Prawdopodobnie pochodziły z jednego też domu. Trzeba było zdjąć z niej calutką farbę, przeszlifować i pomalować na nowo. I jest:-) Piękna, śmietankowa, z takim jak lubię blatem...

sobota, lipca 21, 2018

Moje małe/wielkie odkrycia


Zastanawiam się co sprawiło, że od powrotu z Toskanii, wysączyłam kilka zaledwie łyczków kawy. A to już przecież niecałe dwa tygodnie. Kawę piłam od zawsze i często. Była moim świętym rytuałem, obok jeszcze kilku:-) Aż tutaj nagle, ni stąd mi zowąd, smak nie ten i potrzeba codzienna, na równi z powietrzem niezbędna dla funkcjonowania, znika i już. Tak po prostu. Ot życie. Nieprzewidywalne, nieoczywiste, niezrozumiałe. Nie walczę, przyjmuję, tak widocznie ma być. Wyrasta się z książek, ze znajomości, z używek może też:-) Choć to druga, a nawet trzecia niecelowa `rezygnacja` z czegoś. Za każdym razem po powrocie z dłuższego, wakacyjnego wyjazdu. Jak dotąd, bardzo korzystne dla organizmu, dla zdrowia. Poprzednia, przyniosła dietę bezmięsną.

poniedziałek, lipca 16, 2018

Coś dobrego


Bardzo spodobało mi się stwierdzenie pani Beatki Pawlikowskiej, by codziennie wyprowadzać siebie na spacer. Nie zważając, czy mamy na to ochotę czy też nie. By poczuć naturę i siebie. By być dla siebie dobrą... Zazwyczaj wyprowadzałam psa jedynie:-) Tyle dobrego odkrywam w codzienności tej niezwykłej Kobiety. Tak wiele `rzeczy` postrzegam podobnie. Uspokoiłam się na przykład, a nawet miałam ochotę każdemu o tym opowiedzieć, że ktoś chodzi spać jeszcze wcześniej ode mnie:-) To takie wewnętrzne rozgrzeszenie, bo jakoś wciąż ta kwestia obarczona jest u mnie poczuciem winy. Ale już coraz mniej na całe szczęście:-) I choćbym nawet pragnęła inaczej, nie umiem. Mój organizm taki rytm dnia wybrał i tak jest mu najlepiej. To mój święty rytuał:-) Kąpiel, którą zmywam z siebie cały dzień, a potem wtulenie się w mięciutką podusię, choć dookoła toczy się jeszcze życie. I zasypiam natychmiast. Poranek zaś rozpoczynam bez budzików i dzwonków. Budzę się regularnie w okolicy 4.30-5.00. Zatem osiem godzin snu to moje optimum:-) Ależ trudne były dla mnie noce w Orbicciano. Zaburzyły zupełnie mój rytm. W ciągu dnia byłam przemęczona. No ale to już na szczęście przeszłość. A takie doświadczenia sprawiają, że jeszcze mocniej doceniam moje przespane noce teraz:-) Zdrowy, pełny sen zaś jest ogromną wartością dla organizmu. No ale to przecież oczywistość:-) A skoro przy takich przyjemnościach jestem, podzielę się jeszcze czymś innym miłym:-)
Copyright © 2014 bielhani , Blogger