Z reguły taki czas jak dzisiaj (deszczowy, ponury), nastrajał mnie dość nostalgicznie i leniwie. Deszcz leje się z nieba gęstymi strugami, szarość wypełnia każdy kąt, zapach wilgotnej gleby przenika do wnętrza przez uchylone okna... Dziś już to wiem, że zapach deszczu jest moim ulubionym. Nosi nawet swoją nazwę-PETRICHOR:-), co w tłumaczeniu z greckiego znaczy mniej więcej... płyn płynący w żyłach bogów. Łączą się w nim olejki aromatyczne roślin i woń bakterii zawartych w glebie, uwalniające się podczas deszczu. Stąd jest jedynym, niepowtarzalnym, nie mającym odpowiednika nigdzie indziej, zapachem:-) I choć tęsknię już bardzo za słonecznymi promieniami, upajam się tą aurą... Chłonę tę wilgotną świeżość, wsłuchuję się w przyjemny szelest kropli opadających na liście katalp i wiązów w moim ogrodzie. Takie jest moje dzisiaj... Sprzyja bardzo temu, co kocham najmocniej:-) Porządkowaniu, dekorowaniu, odnawianiu, odświeżaniu... Zerkam na swoje skarby z niedzielnej giełdy staroci na Lipowym w postaci... dwóch talerzy głębokich, przecudnej, ceramicznej mydelniczki nawannowej, sporego dzbanka emaliowanego, filiżanki i sporej ilości starych, płóciennych ściereczek kuchennych:-) Wszystko rzecz jasna w bieli:-) Mydelniczka zajęła już swoje miejsce na mojej wannie:-) Jeden z talerzyków zdobi stół kuchenny, dzban trafi zaś do naczyń emaliowanych, wykorzystywanych na kwiaty podczas ślubów. Póki co na szafeczce w salonie solo:-) Nie potrzeba mu żadnej dodatkowej oprawy, dekoracji. W swej prostocie jest wyjątkowy. Przemawia do mnie bardzo:-)
Ściereczki uprane w moim ulubionym płynie i uprasowane. Jednak ich zapach przywodzi na myśl dom rodzinny... Nie umiem określić tego zapachu konkretnie, po prostu pachną moim dzieciństwem:-)
... mieści w sobie więcej niż na początku planowałam. Coraz częściej wychodzę poza wnętrzarsko-dekoracyjne klimaty. Bywa emocjonalnie, ale zawsze prawdziwie. Dzielę się refleksjami i rodzącymi się w różnych momentach mijającego dnia myślami. Przedstawiam wreszcie moje częste poczynania w zakresie odnawiania, dekorowania, wyszukiwania..., w odwrotnej kolejności:-)
Podpatrzę czasem coś u innych, przemycę to i owo na swoją przestrzeń i nie omieszkam podzielić się swoją wielką stąd płynącą radością. A wszystko zawdzięczam porankom. Są dla mnie najcenniejszym momentem całego dnia. To z nich czerpię swoją siłę i dobrą energię, to na nie zniecierpliwiona czekam, a kiedy nastają, pełna zachwytu,
otulona ciszą, po prostu smakuję każdą mijającą sekundę:-)
I oczywiście biel! Kolor przewodni w moim życiu. Ściany, meble, sofy, tekstylia, takie chcę, by były i niech właśnie one królują-) Przełamać tę swoją biel raz na jakiś czas mam potrzebę. Sięgam wówczas po szarości i beże.
W skrócie, `bielhani` to miłość do mebli i przedmiotów ze swoją własną historią, otoczonych bielą ścian i tkanin, wkomponowanych tak, by tworzyły klimatyczną, miłą do życia przestrzeń:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz