poniedziałek, sierpnia 19, 2019

Miły przerywnik


Od zawsze miałam kłopot z orientacją w terenie. Jeśli wsiadałam w samochód, to najchętniej poruszałam się w znanych mi okolicach. Gdzieś dalej, wolałam się nie wypuszczać. Z czasem, powolutku, podejmowałam się przekraczania tej bezpiecznej granicy. Bo chciałam bardzo widzieć siebie samodzielną, niezależną od czyjejś woli. Wciąż się gubię, błądzę, ale zawsze udaje mi się dotrzeć do celu:-) Raczej nigdy nie wytworzę u siebie umiejętności bezbłędnego orientowania się w terenie, wiem jednak, że bardzo zubaża mnie to ograniczenie, że tracę sporo, bojąc się wypuścić poza znaną okolicę... Stąd moja wielka chęć pokonywania kolejnych barier... Tych w mojej głowie. Bo to tam wszystko ma swój początek. Pomimo lęków i głosu wewnętrznego, powstrzymującego przed każdym, nowym wyzwaniem, pragnę robić kolejne kroczki naprzód. I oto poczyniłam kolejny:-) Nie analizując, nie rozmyślając za wiele, skupiłam się na celu. Zapragnęłam powitać kolejny i kilka następnych dni na plaży. Usłyszeć ten kojący szum morskich fal, poczuć powiew rześkiego, wilgotnego o poranku powietrza... Stopom zaś sprawić zapamiętany dotyk nadmorskiego piasku.
O poranku, przyjemnie jeszcze chłodnego:-) Potem zaś pójść przed siebie, uciszając wciąż wewnętrzny lęk, by nie za daleko...
Wodzie pozwolić obmywać stopy. W zapatrzeniu w pomarańczową łunę nad horyzontem, zwiastującą budzący się, nowy dzień. I to najpiękniejsze, co mogłam sobie ofiarować. To kolejny dla mnie sygnał, że wszystko jest możliwe! Tajemnica powodzenia zaś, dla mnie w tym, by nie rozmyślać nad tym, co po drodze mogę napotkać trudnego lecz by zapatrzeć się na to czego pragnę, co podszeptuje serce. Zwizualizować to sobie i najzwyczajniej pójść w tę stronę. Tak też, zapakowałam swoją walizkę, dzieci swoje i oto jesteśmy. W cudownej, cichej, maleńkiej, nieturystycznej miejscowości. Ze ścieżkami pośród wrzosowisk. Z jednym sklepikiem z podstawowymi artykułami spożywczymi gdzieś po drodze. Z kościółkiem maleńkim i ławkami ułożonymi na zewnątrz:-) Jest owszem jedno, bardziej oblegane wejście na plażę. Tam ludzi więcej i pizzę zjeść można. Są jednak i takie dzikie, puściutkie i to tam jest mi najlepiej:-) 




Tak budził się dziś dzień.

 


Druga strona nie uczestnicząca zupełnie w tym spektaklu...











Wrzosowiska.


Dzień chyli się ku końcowi...
Po godzinie dwudziestej.



A tutaj stworzyłam sobie namiastkę domu znów:-) Są świece, kwiaty, obrusik lniany mój i ściereczki, chlebek i ciasteczka upieczone przed wyjazdem, ekspres nawet z pracowni zabrałam wiedząc, że tutaj nie ma. Poranna kawka to jeden z rytuałów ważnych bardzo dla mnie:-) 








Tutejsze, dzikie wrzosy, zebrane podczas dzisiejszego, 
porannego spaceru:-)
Korci mnie, by zebrać więcej i posadzić w donicach w domu...








Pokusiłam się też o odwiedzenie bliskiego sercu, Gdańska. 
Kilka zaledwie chwil pobyłam w nim. 
A to za sprawą tłumów turystów.
Zajrzałam na Mariacką i Długą.
Przystanęłam nad Mołtawą. 
Zdążyłam poczuć klimat, ucieszyć oko
i westchnąć z zachwytu:-)




Przede mną jeszcze dwa poranki na plaży i dwa zachody słońca:-)
Rozejrzę się też po okolicy. Zajrzę do pobliskiego Sasina,
jakoś ciekawi mnie to miejsce bardzo.
Oby było równie spokojne co Lubiatowo i Kopalino:-)

Tak pięknie i inaczej może być:-)
O siedem godzin zaledwie od domu.
Cudowny, nieplanowany przerywnik:-)
Muszę sprawiać je sobie częściej...


Słucham jej wciąż i wciąż:-)




~ bh ~



3 komentarze:

  1. Pięknie... Życzę dobrego wypoczynku.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne miejsce wybrałaś,chłoń więc i ciesz się widokami i atmosferą.To Twoje chwile. . .Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miłego wypoczynku Haniu! Buziaki Pola :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger