W moim rodzinnym domu były spore,
po sam sufit, piece kaflowe:-)
Pamiętam moment, kiedy rozpalałyśmy z mamą ogień i wpatrywałyśmy się w płomienie:-) Jakby chcąc tym sposobem poczuć szybciej to miłe ciepełko, które wypełniało nieszybko wysokie wnętrza. Miały ok 3,2-3,5 metra. Jak to w starych kamienicach:-) A potem tulenie się do cieplutkich kafli, gdy tylko poczułam, że mi zimno...
Bardzo podoba mi się piec z poniższego zdjęcia:-)
To już iście królewski okaz-)
Prawdziwa ozdoba.
Jaki by nie był, już zawsze będzie przypominał mi te z dwupokojowego mieszkania nad rzeką, w którym spędziłam szczęśliwe lata mojego dzieciństwa. Z moimi kochanymi rodzicami:-)
Potem też, kiedy odnalazłam `moje` Gliwice,
pozostawiając rodzinne miasto daleko za sobą,
tak było o wiele łatwiej,
dzięki życzliwości niektórych ludzi,
zamieszkałam znów w dwupokojowym mieszkanku w starej kamienicy:-)
W jednej z piękniejszej części Gliwic. Niektórzy twierdzą,
moja córka np, że najpiękniejszej:-)
Przy parku Mickiewicza, z pięknym, dostojnym pomnikiem wieszcza:-)
I znów miałam swój piec kaflowy:-)
Tyle że jeden na calutką przestrzeń.
Do kuchni nie dochodziło już ciepło...
I może trudno w to uwierzyć,
ale na oknach od strony wnętrza, wisiały zimą sople:-)
Łazienka mieściła się w dalszej części, za kuchnią,
tam też było dość zimno.
Jednak przez ten krótki czas, kiedy jako młodziutka dziewczyna zamieszkałam w swoim pierwszym mieszkanku,
byłam tam bardzo szczęśliwa:-)
I tak piec kaflowy przywołał wspomnienia...
To niezwykłe, jak wielką mają moc.
Ileż emocji rodzą w sercu, jakby coś wydarzyło się zaledwie wczoraj.
A przecież to już tyle lat minęło.
One wciąż żyją i tak samo mocno poruszają...
I choć zamiar dziś miałam zupełnie inny, nie potrafię póki co
i może też nie chcę, wychodzić poza tę miłą memu sercu nutę, przywołującą tamten dobry dla mnie czas.
Choć też niełatwy,
samotny...
Dziś też jedna z piosenek, którą pamiętam z dzieciństwa.
Pan Fogg bardzo często umilał nam czas:-)
Uwielbiała go moja kochana mama, a dzięki niej i ja...
Choć teraz mocniej:-)
Pięknej soboty życzę wszystkim💗
~ bh ~
Tak, piec kaflowy przywołuje wspomnienia.Moja Babcia przykładała do niego pierzynkę aż robiła się cieplutka i okrywała nas ,swoje wnuczki otulając mocno.Na brzeg paleniska kładła susz z płatków dzikiej róży,roztaczał się wtedy delikatny zapach,którego nigdy nie zapomnę.Nawet nie zdawałam sobie sprawy że mam to w pamięci,dziękuję Ci za te wspomnienia, a wszystko za sprawą chłodu w pracowni.Kto by pomyślał? Serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia Grażynko... Aż łezka kręci się w oku. Nawet zapach...
UsuńCiepło Ciebie pozdrawiam,
Hania
Piec zawsze będzie mi się kojarzył z moją Babcią Olgą..... Z tego też pewnie powodu uparłam się na zabudowę piekarnika starymi kaflami piecowymi. Moja Babcia miała taką "platkę" tak się u nas mówiło nie wiem jaka powinna być prawidłowa nazwa. Pamiętam ten zapach i smak pączków, które na niej smażyła w głębokim oleju. Pamiętam starą komodę obok a nad nią makatkę "czysta woda zdrowia doda", na komodzie zawsze duży słój mleka z którego zbierała śmietanę.....
OdpowiedzUsuńTyle lat a nada pamięta się tyle....
ściskam mocno
Jejku, taka jestem wdzięczna, że mogę poznać takie cenne wspomnienia...
UsuńPamięć przywołuje przeróżne momenty i szczegóły, czasem zupełnie niespodziewanie... Tak jak dziś właśnie:-) A ja taka sentymentalna zrobiłam się, że cała, z ochotą im się oddaję...
Całusy,
Hania
Moja droga Haniu my dopiero od dwóch lat mamy centralne ogrzewanie:)))wcześniej paliłam w pięciu piecach:)))teraz jest zdecydowanie łatwiej ale w kilku pomieszczeniach piece pozostały:)))))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńReniu:-) Tyle wspólnego mamy z teraz i z przeszłości również:-)
UsuńPozdrawiam ciepło:-)
Hania
Ja też mam miłe wspomnienia związane z piecem kaflowym, jako dziecko mieszkałam z rodzicami w starej wielkiej kamienicy mieliśmy trzy piece w pokojach i taki z bojlerem w łazience i kuchenkę na węgiel w kuchni gazową też ale zimą używaliśmy tej na węgiel. Pamiętam też kiedy w czasie zimy stulecia wracałam ze szkoły do domu i grzałam się przy takim bo moja mamusia nie pracowała i już czekała z pysznym obiadkiem. Iwona J.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia:-) Każdy z nas tyle skrywa ich w sercu...
UsuńWystarczy mały impuls i niespodziewanie ożywają:-)
Dziękuję za Twoje Iwonko:-)
Hania
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń