Dziś powróciłam z targu z białymi pelargoniami:-)
Okazuje się jednak, że to nie najlepszy pomysł,
by już sadzić je w skrzynkach.
Wciąż nocą zdarzają się przymrozki, a to zaszkodzi im na pewno.
I ubolewam bardzo, bo to tak, jakby ofiarować dziecku zabawkę
i zabronić się nią bawić...
No ale wyjścia nie ma, trzeba zaczekać. Moje kwiaty zatem w garażu,
a ja przy drugiej, przedpołudniowej kawce i czymś do kawki,
przemyślałam swoje na dzisiaj sprawy
i pojechałam do pracowni.
Zrobiłam to, co zaplanowałam
i nastało późne popołudnie.
W domu czekało jeszcze kilka domowych zajęć,
ale wcześniej pozwoliłam sobie na maleńką drzemkę:-)
Wciąż przywołuję kolory.
Dziś nie białe, a te oto tulipanki przywiozłam z targu:-)
Przemiła, starsza pani sprzedawała je z własnego ogrodu.
Potem już z uśmiechem swoje kroki skierowałam do pralni.
A tam, podczas wywieszania prania i oczekiwania na następne,
stwierdziłam, że sporo zakamarków stworzyłam w niej sobie do zachwytu:-)
Bo i koronki i kolory i mebelków kilka uroczych...
I nie tylko w pralni.
Przechodzi się do niej przez łazienkę dzieci.
Ta oto komódka, to jedna z trzech rzeczy, o których wspominałam,
oczekujących na zabranie z piętra.
Tak dla oczyszczenia przestrzeni z ukochanych przeze mnie,
a znielubianych przez innych, moich staroci...
Póki co jest i mogę pozachwycać się nią w tym miejscu.
Do mydelniczki wrzucam monety,
których sporo znajduję w spodniach najczęściej,
przeznaczonych do prania.
Tuż za łazienką dzieci, mieści się moja pralnia.
I tam maleńki, kolorowy akcent:-)
Plastikowy `kosz` na pranie, zakupiony w Ikei.
Pewnie za kilka dni, kiedy nasycę się już kolorami
i zwyczajnie zapragnę powrócić do mojej bieli,
z niedowierzaniem będę zerkać w tę stronę,
że naprawdę go kupiłam:-)
Wieszak stoi tutaj od początku.
Groszkowy:-)
Odwieszam na nim uprasowane koszule na przykład.
I to, co urzeka mnie bardzo,
połączenie koronek i wikliny.
Tudzież narzuty ułożone na starych kuferkach:-)
To druga rzecz do usunięcia.
Kufer w pokoju zabaw.
A w nim prace i książeczki dzieci z czasu, kiedy były małe...
I dywanik mój ulubiony z falbanką dookoła.
Nowy, zatem zostaje:-)
Tymczasem szarzeje już niebo,
na resztę przyjdzie czas jutro na przykład:-)
Pora na herbatkę z soczkiem i moment z książką...
Miłych chwil wszystkim:-)
~ bh ~
Ile bym dała za pralnie..... a za taka jak Twoja to już szczyt marzeń. Bardzo ale to bardzo podoba mi się Twoja półka jaką masz pod okienkiem, jest zjawiskowa:) Tutaj widać tylko kawałeczek ale gdzieś we wcześniejszych widać całą:)Poproszę o więcej zdjęć, może uda mi się sklecić coś podobnego.
OdpowiedzUsuńSzafeczka jest piękna, szukam coś takiego do sypialni. Mam już jedną jako szafkę nocą a trzeba jeszcze coś dla siebie zorganizować.
Zdrówka życzę i koniecznie wiosny
ściskam mocno
Jutro Alu przyślę Ci zdjęcia:-) A półkę zakupiłam dawno temu. Sprzedawca chyba wyczuł mój zachwyt. Ani troszkę nie chciał zejść z ceny. A ja nie potrafiłam jej nie kupić. No i jest:-) Szafeczki podobne bywają. Dam znać:-)
UsuńCałusy,
Hania
:) wieszak, no przecież nie mogę nie wspomnieć. Mam bardzo podobny, stareńki. Uratowany z mojej szkoły, wyrzucali to przygarnęłam:)Może nie w takim cudownym kolorze:)) ale jest
OdpowiedzUsuńCo wchodzę do pralni i patrzę na tę zieleń, to oczywiście myślę o Tobie:-)
UsuńMiałam kiedyś taki moment, kiedy wymieszałam taki groszkowo-miętowy kolorek i poleciałam nim sporo mebli i dodatków. I jak to u mnie, na powrót potem tęsknię za bielą. Zatem znów przemalowuję. W zieleni ostał się wieszak, świecznik, lampy wiszące w kuchni, słupek w pracowni i parapet w łazience:-)
Sporo!
H.
Pralnia jest równie śliczna jak cały Twój dom:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńReniu Kochana, dziękuję!
UsuńCiepło pozdrawiam,
Hania