poniedziałek, lipca 03, 2017

Lukka w zasięgu ręki


Dom poniżej okazał się być opuszczonym. Nie zawsze moja ciekawość wnętrz wychodzi mi na dobre. Czuję się jakoś nieswojo. Niepotrzebnie zajrzałam do środka... Niepotrzebnie w ogóle tam poszłam. Zawsze jakoś tajemniczość bije i historia z takich miejsc. Tutaj... smutek i zimna aura... Wypowiedziałam to i pozostawiam już za sobą. Nie zamieszczę nawet zdjęć, choć zrobiłam kilka.
Do mojej kolekcji zdjęć dołączam znów sporo klamek, kołatek, domofonów, bram i drzwi, kamieniczek, kapliczek, kościołów i innych chwytających za serce obrazów. To za sprawą miejsca niezwykłego, którym nietrudno się zachwycić. Trzecia perła Toskanii, miasto Lukka! Już na początku daje się zauważyć warowny mur z czasu renesansu, okalający stare miasto. Lukka nie jest ani najstarszym ani też największym miastem Toskanii, po jej zobaczeniu jestem jednak tak samo mocno przejęta, jak po zwiedzeniu Sieny czy nawet Florencji. Dodaję do swojej listy również Arezzo, które dla mnie, poza targami staroci, warte jest odwiedzenia. Lukka, z labiryntem brukowanych uliczek pełnych kafeterii i sklepików, czterokilometrową ścieżką spacerowo-rowerową wzdłuż murów, z mniejszymi tłumami, cudnymi zabytkami, uroczymi zaułkami i pysznym jedzonkiem, skradła moje serce:-) Na koniec, kiedy już spoczęliśmy w jednej z kawiarenek, pojawili się uliczni grajkowie, którzy zagrali moje ukochane Besame Mucho i -o dziwo-`zakazaną piosenkę` POLSKĄ - Teraz jest wojna:-) Zasłuchana i wzruszona, przy pysznym spaghetti i winku, wiedziałam już, że to jedna z tych chwil, którą zapiszę  w sercu wielkimi literami, do której z rozrzewnieniem będę powracać w najmniej spodziewanych momentach:-) 










Moje ulubione anyżkowe chipsy:-)















Niezwykły kościół San Michele in Foro z romańską, koronkową fasadą:-) 







Opuszczony dziedziniec...






















W oddali wieża Giunigi. Na jej szczycie rosną prastare dęby:-)

















Uchwyty na rynny nawet zwracają uwagę...













Piękny dzień, uwieńczony wizytą w sklepie jedzeniowym, by zapasy móc uzupełnić:-) Szczególnie, że drogę do domu wciąż oswajam. Choć nie jest już dla mnie tak straszna, jak za pierwszym razem. Można przywyknąć:-) I zasnęłam też z mniejszym niepokojem w sercu, jednak wciąż mi nieswojo... I może kilka słów i ujęć z domu, w którym jesteśmy. To dom, zamieszkiwany przez Włochów poza sezonem. Zachwyca mnie i przytłacza jednocześnie. Wolę chyba neutralne wnętrza, nie narzucające mi wystroju i dekoracji, których tutaj, co nie dziwi, sporo wszędzie. Przyznam się, że na samym początku, odszukałam największy wiklinowy kosz i delikatnie ułożyłam w nim wszystkie sztuczne kwiaty, krówki (które właściciele uwielbiają, bo ich sporo wszędzie było i wciąż jeszcze są), kapelusze słomkowe i świece w kształcie kapusty i kaktusów...:-) Tak, by poczuć moją przestrzeń, z moimi akcentami i moim zapachem (pierwszego dnia zużyłam sporo moich perfum, teraz już mam świece zapachowe i aromat w sprayu i w kontaktach). Poza tymi drobiazgami, dom jest niezwykły. Jesteśmy tutaj sami, zatem intymnie i cicho:-) Dzieci panoszą się we wszystkich sypialniach, a jest ich kilka:-) I choć na początku kręciły nosem, bo przywykły do innego charakteru spędzania czasu na wakacjach, to teraz cenią tę ciszę i to, że właściwie wszystko służy do naszej tylko dyspozycji:-) I odkryłam sześć domów w oddali, dla mnie jednak, zważywszy na okoliczności, to blisko:-) Jeden z nich zupełnie niedaleko, nawet dochodzą stamtąd dźwięki i odgłosy. Fajnie jest wiedzieć, że jednak ktoś tutaj jeszcze poza nami jest:-) 





Piec chlebowy:-) 
























































To mniej więcej parter domu:-)
U góry mieszczą się trzy sypialnie z łazienkami.
Funkcjonalnie i praktycznie dość.
Posadzka w całym domu jednakowa, jakby z ręcznie formowanych, lakierowanych cegieł. Znajduje się również na zewnątrz, w części tarasowej i dookoła domu.
Piękne miejsce na letni wypoczynek...

Miłego początku tygodnia wszystkim:-)


~ bh ~















2 komentarze:

  1. Podobnie jak Ty bardzo lubię takie wąskie uliczki:)kiedy kilka lat temu byłam w odwiedzinach u brata w Anglii,zauroczyły mnie tam drzwi i przeróżne kołatki:)))prawie połowa zdjęć,które zrobiłyśmy to właśnie te cudne drzwi:)))dom w którym mieszkacie wydaje się bardzo ładny,mam nadzieję że dobrze się tam czujecie:))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę pojechać do Anglii:-)
      Pozdrawiam gorąco!
      Hania

      Usuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger