Dziś obudziłam się w zupełnie innej rzeczywistości. Z dwóch właściwie powodów... W życiu czasem przydarza się coś co sprawia, że nic już nie jest takie samo. Co w pewien sposób burzy ułożony w głowie schemat i porządek myśli, a obrazy... Te pozostają, jednak rozczarowują nieco. Bo oto napotykamy coś, co przerasta nasze wyobrażenia, co z niedowierzania odbiera mowę, a ze wzruszenia powoduje szybsze i mocniejsze bicie serca.
Co sprawia, że z oczu płyną łzy. Szczęścia, wzruszenia, doświadczenia czegoś niezwykłego. Moją rzeczywistość wzbogaciłam o nowy zupełnie obraz satrociowych targów. I tego już zupełnie nie sposób opowiedzieć. Zatem robiłam zdjęcia, które również nie oddadzą klimatu i obrazu rzeczywistego, ale są. I choć troszkę pragnę dziś podzielić się moim wczorajszym doświadczeniem. Teraz już, w każdy pierwszy weekend miesiąca, moje myśli krążyć będą po uliczkach Arezzo, pełnych starociowych perełek, których dotąd nigdy aż tylu nie spotkałam w jednym miejscu. Wazy, chochelki, drewniane świeczniki małe i olbrzymie, lny z inicjałami, musztardniczki, mebelki jak ze snu, kute kinkiety, misy i dzbany, kałamarze... Wszystko to, co podziwiałam dotąd w magazynach tych włoskich i francuskich. W ilości przekraczającej moje najśmielsze wyobrażenia. Dla przykładu na jednym stoisku naliczyłam jedenaście barokowych świeczników drewnianych, od takich mini do sięgającego mi do nosa... Do tego po raz pierwszy w życiu nie obeszłam wszystkich stoisk. Nie byłam w stanie. Było ich zbyt wiele. Bo przecież oprócz nich dziesiątki sklepików z antykami wszędzie. A wszystko w otoczeniu starych budowli z okiennicami, wijących się wzdłuż wąskich, brukowanych uliczek... Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że pchli targ w Arezzo to prawdziwy raj dla miłośników staroci i piękna w ogóle. I gdyby nie fakt, iż obecnie mieszkamy na wzgórzu, do którego przedrzeć trzeba się wąziutkimi serpentynami wśród ponurych lasów porośniętych bluszczem (to drugi powód mojej innej rzeczywistości, o nim jednak jutro), to dziś powróciłabym do Arezzo, by jeszcze raz poczuć ten dreszcz i niespotykane dotąd emocje. By nacieszyć oczy, by serce zabiło tym mocniejszym znów rytmem.
Second handy z markowymi torebkami:-)
Kuchenne deski.
Zachwycił mnie kufer:-)
A póki co, na moim końcu świata, bo tak tutaj się czuję:-), wstaje dzień. Popijam kawkę i podjadam cavallucci. Tlą się świece, słońce powolutku zalewa wzgórze swoim blaskiem. Śpiewają ptaki, a ja zapisuję w sercu ten poranek, inny niż wszystkie... Do którego nie mam odniesienia, bo wcześniej niczego podobnego nie doświadczyłam:-)
I moje perełki:-)
Wkomponowane już w moje tu i teraz.
Ściereczka lniana z inicjałami. Kupiłam dwie sztuki:-)
Waza, jedna z tych niezwykłych.
Ta akurat miała w miarę przystępną cenę:-)
Wieszaczki drewniane, trzy sztuki.
Filiżanka.
Lniany obrusik z inicjałami i koronką.
Musztardniczka.
Spory kawałek materiału z inicjałami również (2m/4m).
Wykorzystam w domu na łóżko:-)
A to len, idealny na nasz tarasowy stół tutaj:-)
I misa:-)
Druga ściereczka.
Dom, w którym jesteśmy będę `opowiadać` pewnie do końca pobytu:-)
Jest niezwykły, pełen staroci, magazynów wnętrzarskich i wiejskich akcentów. Bo to przecież jedno z tych wiejskich wzgórz, do których wzdychałam z zachwytu:-).
W otoczeniu winorośli, oliwek i ciszy...
Oprócz naszego domu, jest jeszcze tylko jeden poniżej.
To miejsce muszę oswoić. Nie przywykłam do takiego odludzia:-)
Szczególnie nocą...
Pięknej niedzieli wszystkim:-)
~ bh ~
Od rana nie miałam czasu usiąść przy komputerze a myśli wciąż były blisko Twojego bloga:)))przyznaje że bardzo czekałam na Twoją relację z tych niezwykłych targów staroci:))to miejsce będzie obiektem moich marzeń:)))śliczne rzeczy nabyłaś:)))Pozdrawiam serdecznie:))))
OdpowiedzUsuńReniu, to raj dla nas:-) Jedyne co zakłóca ten cudowny obraz, to kosmiczne ceny niestety. Można jednak coś wypatrzyć:-) I oczywiście naprawdę warto to zobaczyć.
UsuńPozdrawiam ciepło,
Hania
Hania
:) wiesz
OdpowiedzUsuńściskam mocno
:-)))
UsuńCałusy!
Hania
Thank You! I love it too:-)
OdpowiedzUsuńBest wishes,
Hania