niedziela, kwietnia 28, 2019

Nie musi tak być


Dzisiejsze wyściubienie nosa poza ściany domu mogę nazwać wychodzeniem ze swojej strefy komfortu:-) Wietrznie, mokro, ponuro i zimno. Od jakiegoś jednak czasu czerpię dużo dobrego z takiej aury również. Po powrocie, jakże miło przysiąść z kubkiem gorącej herbatki, wtulić się w mięciutki kocyk i zerkać na zdjęcia mokrych drzew:-) Dziś pomimo niezachęcającej pogody, stoisk starociowych kilka żyło na Lipowym. Nawet przywiozłam coś dla siebie:-) Uroczych szufladek/pojemników ceramicznych kilka i szafeczkę apteczną pełną maleńkich (znów) szufladek:-) Czeka wciąż w samochodzie. Ciężka bardzo.





A potem już herbatka zielona w ulubionym kubku,
musli z bananem na drugie, spóźnione nieco śniadanko
i upragniona cisza, otulająca mnie całą...
A w niej, nieodłącznie już myśli przeróżne tworzy podświadomość. 
Wiele z nich, wciąż niestety wikła mnie w nastrój daleki od tego, 
w jakim dobrze mi. 
Trochę melancholii, trochę lęku... 
Pomiędzy nimi co rusz powracająca obawa,
czy aby na pewno kiedyś, tak na dobre wpiszę się w ten cały, 
otaczający mnie świat.
Niezrozumiały. Bo czasem rozczarowujący. Zły.
Takie emocje przyniosło kilka doświadczeń w ostatnim czasie.
Najświeższe... wczoraj.
A ponieważ wciąż jeszcze nie umiem wyłączyć swoich emocji,
zadręczam siebie pytaniami, na które nie odnajduję odpowiedzi.
Najsmutniej mi, że ktoś tak po prostu,
odbiera marzenia... Narusza wiarę.
Podcina z tak wielkim trudem wznoszone skrzydła.
Czy też sprawia, że znów w moim życiu pojawia się iluzja...
  I tak to niedziela, na którą czekałam bardzo, 
bo miała przynieść ukojenie i odpoczynek po intensywnych, 
kilku dniach, niesie trudne emocje.
W co wpisuje się bardzo szarość za oknem i chlupający w rynnie deszcz.
Jednak nie musi tak pozostać do końca dnia:-)
Wystarczyło mi ruszyć znów z miejsca.
Tym razem w poszukiwaniu bzu dziko rosnącego.
Zapragnęłam wypełnić nim moje dzbany.
Podążając za słowem pani Pawlikowskiej, 
nie pytając siebie o zdanie
(rozum zawsze wynajdzie co najmniej dziesięć powodów, 
dla których lepiej czegoś nie zrobić),
już po chwili otrzepywałam się z kropel deszczu, 
spadającego na mnie ze zrywanych gałązek bzu:-)
Po drodze cudowne połacie kwitnącego rzepaku.


Para bażancia podążająca polem.
I ziemia pachnąca deszczem:-)
A oto moje krzewy bzu:-)



I jest już tak, jak chciałam, by było:-)













Wciąż słyszę spadające krople deszczu za oknem,
niebo spowijają szczelnie chmury,
jakoś inaczej mi z tym już:-)


Powrócę jeszcze do cennego czegoś klik.
Spokojnego wieczoru💗



~ bh ~
















5 komentarzy:

  1. Czasem bywa trudno w naszym życiu,ale trzeba sobie z tym radzić:)))i tak małe czynności jak nazrywanie bzu mogą wiele dobrego zdziałać:)))bukiety są urocze:)))szufladki ceramiczne marzenie:))Pozdrawiam serdecznie i dobrego tygodnia życzę:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj brakuje mi takiej ciszy. Pięknie u Ciebie Haniu. Życzę dobrych dni.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez zawładnął Twoim uroczym domkiem,wiosna w domu.Na zewnątrz niekoniecznie.Ale jakże potrzebny ten deszcz.Szufladki fajne.Pozdrawiam spod pledzika.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger