niedziela, września 30, 2018
Moje radości
środa, września 26, 2018
Zimno...
Owinęłam się ciepłym szalem, okryłam kołdrą i wciąż mi zimno... Trochę czasu spędziłam dziś i wczoraj w pracowni, by przygotować wszystko na sobotnią naszą sprzedaż podwórkową, a zrobiło się w niej dość zimno niestety. Jeszcze nie uruchamiamy ogrzewania. Wciąż tli się nadzieja, że aura zmieni się na taką słoneczną i w pracowni znów cieplutko będzie i miło:-) Tzn miło jest zawsze:-) Poszukuję kozy/pieca. To taka dodatkowa alternatywa będzie. No i są, tyle że współczesne głównie. A mnie marzy się stara, zdobna:-) Mam jeszcze trochę czasu?:-) A juro czeka nasza kwiatowa giełda. Zamówiłyśmy białe dyńki, oby czekały:-) Wrzosy zielone też chciałabym zakupić dla siebie. I może chryzantemki z tych małokwiatowych, białe do donic. O ile w samochodzie miejsce jakieś pozostanie. Takie to plany na przedpołudnie jutrzejsze:-) A właściwie jego część. Tymczasem kilka ujęć tego, co przygotowałyśmy pod sprzedaż sobotnią:-) To tylko część. Nazwijmy to górny poziom:-) Przy wejściu na dole czekają pozostałe klamoty-)
niedziela, września 23, 2018
W jesiennej nucie
czwartek, września 20, 2018
Dyńka tu, świecznik tam...
Miłe bardzo uczucie... Zerkać, jak realizują się pomysły, które jakiś czas temu urodziły się w mojej głowie:-) A powstaje mój wyczekany, wymarzony płot/ogrodzenie:-) I choć dopiero połowa stoi, ja nie posiadam się z radości:-) Jest tak, jak myślałam i pragnęłam by było:-) Czuję już tę intymność, której tak bardzo było mi tutaj brak... Nie straszne już mi będą kolejne domy, które wyrastają jeden po drugim. Jakoś przytulniej mi teraz i... piękniej:-) Nawet znielubiane od początku przeze mnie tujki, prezentują się na tle szarości całkiem dobrze:-) Na co dzień zaś doświadczam tych mniejszych, codziennych urzeczywistnień wszelakich, dekoracyjnych moich wyobrażeń i impulsów, którym nie umiem się oprzeć:-) Ani też nie chcę. Dziś na ten przykład, powstała wariacja świecznikowa i dyńkowa:-)
środa, września 19, 2018
Prowadzę siebie za rękę
Bardzo głośno wszędzie o zakończeniu lata, jesienne inspiracje na każdym już niemal kroku można napotkać... Nawet sama dyńki i wrzośce zakupiłam wcześniej niż kiedykolwiek. I jakoś tak naturalnie ten porządek rzeczy przyjmuję. Nie buntuję się. Czekam. A właściwie chłonę każdym zmysłem to co jest:-) A jest wprost cudownie:-) Aura rozpieszcza:-) Przyroda obdarowuje obficie swoimi skarbami. Wschody słońca nie mają sobie równych. Niezwykły czas:-) A zmieniło się chyba tylko jedno. Cieszę się tym co jest, bez lęku, że za chwilkę skończy się. Wcześniej ten strach przed zakończeniem lata na przykład, przesłaniał to wszystko piękne, co jego schyłek ofiarowuje. I zamiast czerpać, rozmyślałam jak to będzie bez niego... Podobnie zresztą w życiu. Drżałam o wszytko dobre i piękne, bo ulotne, zamiast cieszyć się, że jest i tylko to. By potem jedynie ułożyć to w sercu i powracać wspomnieniem z bijącym sercem do każdej z tych cennych chwil. A zatem wszystko rozgrywa się w głowie. A ja krok po kroczku przemieniam swoje myślowe nawyki, wraz z tym zmienia się postrzeganie i samopoczucie. Na o wiele lepsze:-) To znów krok ku wolności. Tej szeroko pojętej. Wyzwalam się z sieci nagromadzonych przez lata, wewnętrznych uwarunkowań, z tych wszystkich supełków wyplątowuję swoją duszę:-) I tutaj zawsze już będę nucić panią Celińską... `W supełkach byłam cała, lecz się wyplątałam...` A było ich naprawdę sporo. Wciąż są, ale zauważam jak same, jeden po drugim znikają. Czuję, że sama decyduję, jak będę się czuła. I tak mi z tym dobrze:-) Dotąd poddawałam się posłusznie tej smutnej, cierpiącej i samotnej (tutaj jest całe sedno) dziewczynce we mnie. Jestem bliżej siebie, daję sobie prawo do własnych emocji, jednak potrafię już poprowadzić siebie za rękę, kiedy pojawia się ten melancholijny ton.
niedziela, września 16, 2018
W moim starociowym raju
Potrzebuję zatrzymujących wzrok, pięknych przedmiotów i dekoracji jak powietrza... Jest niedzielny poranek. Właśnie obudziło się słońce na moim niebie. Popijam siemię i patrzę. Z zachwytem, z radością, z bijącym sercem. Otaczam się tyloma przedmiotami. Wszystko odnajduje swoje miejsce. I żadnego z tych miejsc nie wyobrażam sobie bez tychże dodatków. Karmię nimi swoją duszę. Są mi niezbędne. Bym mogła żyć tak jak kocham. Kiedy zdarza mi się odwiedzić kogoś, zawsze przyglądam się wnętrzu. Jak jest zaaranżowane, na mebelki, dekoracje. I w większości z nich nie umiałabym żyć. I to właśnie ta odmienność... Postrzegania, upodobań, swoich własnych wyobrażeń. Zastanawiałam się wczoraj, jak to jest, kiedy kształtuje się i utrwala wyobrażenie swojej przestrzeni. Bo zrozumiałe jest to, że każdy postrzega ją inaczej. Ja uwielbiam wnętrze pełne starociowych mebelków i dodatków, ktoś inny jednak wybierze nowoczesne rozwiązania. I to jest niezwykłe:-) I ja i ten ktoś, czujemy się w swoim domu cudownie. I tak poszukując odpowiedzi na moje pytanie, natknęłam się na ten oto wpis klik. Ciekawy sam w sobie, włącznie z komentarzami pod nim:-) A sięgając wstecz, do domu mojego rodzinnego, zauważam jedno podobieństwo, przywołując obraz mojej kochanej Mamy. Na pewno przywiązywała wagę do drobiazgów i dodatków. Lubiła się nimi otaczać. Nie były to starocie. Ani też biała ceramika, które królują w moim domu. To jednak nie ma tutaj znaczenia. Ona po prostu kochała dekorować i upiększać swoją przestrzeń. Czerpała radość z tych dodatków, cieszyła się, że są, że może zawiesić na nich oko, przestawić coś, by nowy swój nabytek wyeksponować mocniej:-) Robię przecież dokładnie tak samo:-) I tutaj być może przejęłam tę słabość od mojej Mamy. Co zaś się tyczy stylu, gustu czy zmysłu, którymi kierujemy się przy urządzaniu swoich wnętrz, kształtują się raczej indywidualnie, zmieniają się i dojrzewają wraz z nami. Nie nabywa się ich ani nie dziedziczy.
środa, września 12, 2018
Moje dni
Jestem taka wdzięczna... Za dar poranka. Za każdą niteczkę na moim niebie. Za calutki, niezwykły spektakl, jakim wczoraj mnie obdarowało... Nie sposób opowiedzieć tego ani opisać. Porównanie mam jedno, z ostatnim koncertem, na którym byłam z moim synkiem. W oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru, wysłuchaliśmy wielu piosenek innych zespołów po drodze. Były niejako tłem, podsyceniem emocji. Przestępowaliśmy z nogi na nogę, bo oto już za moment, miała wystąpić nasza gwiazda:-) Taką też gwiazdą, tyle że poranka, było słońce i jest każdego dnia. Niebo przesycone kolorami, plamkami i niteczkami... Ono zaś wschodziło majestatycznie, dostojnie, zjawiskowo. Stałam oparta o ścianę domu, pełna zachwytu, poruszona, wdzięczna. Bo oto tak cudnie wita mnie dzień. Poczułam się ważna. I naprawdę szczęśliwa:-)
niedziela, września 09, 2018
Dobra powszedniość
piątek, września 07, 2018
Dyńki giganty, białe wrzośce i smak porannej kawki
środa, września 05, 2018
Smakują mi te dni
Powróciła szkolna codzienność... Od wakacyjnej o tyle inna, że planowana już i mniej spontaniczna. Zajęć więcej i obowiązki nowe.
Przybyło punkcików kilka na każdy dzionek.
Wdrażamy się zatem powolutku wszyscy w ten nowy porządek rzeczy.
Moje poranki niezmiennie pozostają moimi:-)
No chyba, że prześpię te najcenniejsze dla mnie chwile.
A to zdarzyło się ostatnio już dwa razy😮
No ale tłumaczę sobie, że taką miałam widocznie potrzebę, by odespać to wszystko, co zbyt intensywne było.
Potem znów powraca ten mój rytm, z którym najlepiej mi:-)
Wczesny bardzo poranek. Rytuały około-łazienkowe.
Pierwsze kroki do kuchni, by siemię wrzątkiem zalać.
Przebieżka zaraz potem ścieżką ulubioną.
I to cudowne zmęczenie po powrocie:-)
Prysznic szybki i śniadanko, najchętniej w promieniach pierwszych na tarasie...
niedziela, września 02, 2018
Przedpołudnie w kuchni
Szkoda mi... Przebudziłam się dziś później niż kiedykolwiek. Ominęło mnie tak wiele. Powietrze ciepłe już, niebo nie spowijają plamki pomarańczowe... Z drugiej jednak strony, wypoczęłam za te kilka ostatnich, bardzo intensywnych dni. Wszystko nadrobię:-) Wyszłam zatem do ogrodu. Pobyłam pośród kwiatów. Wysączyłam siemię. Dookoła cisza cudowna. Za to kocham niedzielne poranki:-) Wszystko spowalnia, można kawkę zaparzyć i celebrować każdy moment, napawać się tym leniwym, błogim stanem. I choćby nawet czekała gdzieś starociowa giełda z perełkami niezwykłymi czy cokolwiek próbowało kusić swoim czarem, nie uległabym. Szczególnie teraz, kiedy tyle dzieje się wokół. To jeden z takich momentów, kiedy wsłuchuję się w samą siebie, koję zmysły zapachami, smakami, ciszą na przemian z muzyką moją tylko. Dobrze mi. Tak jak tylko dobrze może być. Niczego mi nie potrzeba. Wszystko mam tutaj, w tym niedzielnym, cichym, moim `tu i teraz`:-) Dobrze się składa, że na dzisiejszy dzień przypada uzupełnianie moich jedzeniowych zapasów. Słój po musli puściutki już. Po humusie i po owsianko-jaglance ani śladu. Z chlebka piętka zaledwie pozostała. Zupki kilka ostatnich łyżek zjadłam wczoraj. Mleka ani kropli w lodówce. Poza krowim, bo dzieci lubią. Te kilka produktów stanowi moją bazę na kilka dobrych dni.