poniedziałek, grudnia 31, 2018

Szczęśliwego...


Ostatni poranek starego roku... Ostatnia w tym roku, poranna kawka. Ostatnie popołudnie w pracowni... Minął świąteczny, magiczny czas. Odbyły się odwiedziny kolędowe (u mnie). Jeszcze kilka dni i rozbiorę swoje świąteczne drzewko. I będzie to ten moment, od którego zacznę odliczać dni do nadejścia wiosny:-) Już teraz czuję się prawie wiosennie. Zamiast śniegu, deszcz. Temperatura zimowej nie przypomina ani trochę. Kiedy zniknie wszystko świąteczne, pokrowce i zasłonki zamienię na świeżutkie, jasne. W słojach pojawiać się zaczną świeże kwiaty... Ależ mi ich brakowało. Ostatni raz w tym roku odwiedziłam giełdę... Powróciłam z różą gałązkową, eukaliptusem i ciemiernikiem:-)

piątek, grudnia 28, 2018

Ruch to zdrowie


W myśl tej prawdy niepodważalnej, po kilku, powolniejszych dniach, musiało się coś zadziać już:-) Tym bardziej, iż świąteczny czas sprzyjał zaglądaniu na portale wnętrzarskie i Pinterest, a na nim inspiracji tyle... Przestawiłam to i owo, w zamyśle jednak coś więcej:-) Poszukiwać zaczęłam farby do podłóg i schodów, białej rzecz jasna. Wanny mniejszej niż obecna i bardziej retro. Sypialnia zaś przejdzie metamorfozę poważniejszą:-) Ścianka oddzielająca garderobę od części sypialnianej, przestawiona zostanie na drugą stronę, szafy staną bliżej łazienki, łóżko zaś ustawię w zacisznym zaułku za drzwiami. O wiele korzystniej z uwagi na energię Feng Shui i ustawniej. Zmieścić się powinien też fotel:-) Podłoga siłą rzeczy wymieniona zostanie. Na białe deski:-)

wtorek, grudnia 25, 2018

Świątecznie...


Świąteczny poranek... Cichy, powolny, radosny:-) Zebrałam do jednego wora wszystkie kokardki, świąteczne pudła i pudełeczka po prezentach. Po kuchennym zamieszaniu też ani śladu. Wszystko ułożone już gdzie trzeba. Naczynia w kredensie, jedzonko w lodówce i w garażu z braku miejsca:-) To dla mnie zawsze ten moment, kiedy sama mogę się zatrzymać i przeżyć ten niezwykły czas. Tak po swojemu. W zamyśleniu, z lekkim sercem. A sceneria taka bajeczna:-) Za oknem bielutko. Tak jak kiedyś, w dzieciństwie... 

poniedziałek, grudnia 24, 2018

Cudownych Świąt:-)


Troszkę nie dowierzam, że to już ten dzień, że dziś już zasiądziemy do wigilijnych stołów... U mnie kilka jeszcze rzeczy pozostało do zrobienia. Inaczej niż zwykle jednak odbywa się to wszystko. Z wewnętrznym spokojem, z większą przy tym radością. Jakież to miłe uczucie, móc zobaczyć coś z zupełnie innej perspektywy. Jednocześnie zdać sobie sprawę, jakimi potrafimy być dla siebie surowymi, bezwzględnymi generałami. Wykonujemy rozkazy (własne) automatycznie, słyszymy, że... mogło być lepiej, jest w miarę dobrze, postaraj się mocniej... Przychodziła satysfakcja, kiedy udawało się sprostać. Jednak marzyłam głównie, by odpocząć, pójść wcześniej spać. Dziś, powolutku robię swoje, spraw ubywa tak jak kiedyś, jednak ja czerpię nieporównywalne większą radość z każdej czynności. Rozmyślam przy tym, wspominam, wybiegam w przyszłość, marzę... Słucham pastorałek, przysiadam co rusz z filiżanką kawki czy kubkiem zielonej herbatki. Mogę zapatrzeć się w płomyk świecy... To wszystko jest możliwe, bo nie ma już we mnie napięcia, które towarzyszyło mi od zawsze. Nie przeszkadza mi (i to największy sukces) świadomość, że nie do końca wszystko lśni:-)

czwartek, grudnia 20, 2018

Jeszcze kilka dni


Dopiero co mówiłam sobie, że tyle czasu mam na wszystko,
a tutaj już niespełna kilka dni do Wigilii...
Jeszcze rok temu, serce kołatałoby mi z niepokoju,
że przecież tyle jeszcze do zrobienia, 
że nie zdążę najpewniej z większością, którą sobie założyłam...
Dziś... nawet nie mam swoich punkcików spisanych w notesie.
A tak zawsze ich potrzebowałam. Skreślałam jeden po drugim dumna taka, że wszystko idzie jak powinno. I może ład i porządek w każdej szufladzie i półce rodziły satysfakcję i radość ogromną. 
Drzwi, okna, fronty szafek i co tylko mogło, lśniło pięknie. 
Tyle że ja padałam ze zmęczenia. 
I choć dobrze było mi z tą świadomością miłą, 
że kąty wszystkie odświeżone i ogarnięte, 
wciąż odczuwałam niepokój i napięcie wewnętrzne. Tak po prostu...

piątek, grudnia 14, 2018

Jeżdżę z meblami



To zdecydowanie nie mój czas, w sensie pogody i pory roku... Dzień kończy się zanim się rozpocznie. Tak czasem czuję. Kilka spraw, podjadę tu i tam, ogarnę co nieco i już ciemno. A ja tak bardzo potrzebuję światła. Dziennego! Nie sztucznego. Nigdy nie przepadałam za sztucznym światłem. Pamiętam, że już jako dziecko męczyłam się przy takim oświetleniu. No ale jest jak jest i trzeba przywyknąć na jakiś czas. I zamiast rozmyślać nad tym, jak to mi źle i jak bardzo pragnę lata, w najbardziej krytycznych momentach sięgam po to wszystko, co koi i umila... Mój numer jeden to oczywiście jeżdżenie z meblami i innymi drobiazgami:-) Potem świeże podusie już tylko  na sofach ułożyć wystarczy, te przywiezione z Toskanii najlepiej:-) I już mi dobrze:-)

niedziela, grudnia 09, 2018

Wianki, wianeczki...


Niedziela. 5.30 rano. Ciemność zupełna. Moje iglaczki ubrane wczoraj w światełka, cudnie migoczą kołysane wiatrem. Słyszę szum deszczu. Na starocie nie ma sensu się wybierać. Zapaliłam świece. Przygotowałam jak co dzień sporą szklankę wody z cytryną i imbirem. W zapatrzeniu w tańczący płomyk świecy na kuchennym stole, powolutku dopijam swoją wodę. Zabieram się za ogarnianie. Na początek zlew kuchenny. Pełniutki. Donoszę inne naczynia. Zebrała się całkiem spora ilość. Zastanawiam się, ile czasu w ciągu miesiąca, gdyby tak podliczyć, spędzam na zmywaniu naczyń... Po chwili jest już czyściutki, puściutki, taki jak lubię:-) Przewieszam świeżutką ściereczkę, białą, z koronką. Uchylam okno w kuchni, to nad zlewem. Łyk świeżego powietrza... Przygotowuję swoje musli z bananem. Reszteczka. Znów wyjadłam calutki, ogromny słój:-) Dziś przygotuję nowy zapas. W piątek, kiedy byłyśmy z Anią w centrum, zakupiłam ekologiczne płatki, sezam i bakalie. W siemię zaopatruję się w sprawdzonym miejscu na bazarku:-) Zaparzam pierwszą dziś kawkę. Ekspres znów alarmuje o jakimś błędzie:-( Udaje się jakoś. Po chwili, ciemna strużka wypełnia moją ulubioną filiżankę. Celebruję każdy łyczek. 

wtorek, grudnia 04, 2018

Wspomnienia koją


Dziś nawet nie tliła się nadzieja na kilka choć promyków słońca upragnionych. I jak rano energii i chęci na wszystko sporo miałam, 
tak po powrocie z pracowni, kiedy to już nie tylko mokro, 
ale i ciemno za oknem, nic robić już nie miałam ochoty.
Wystarczyło mi świece zapalić i wtulić się w kocyk mój ulubiony.
A dopiero co kawkę poranną smakowałam...
Przywołałam przy tym wspomnienia miłe o mojej Toskanii:-)
Copyright © 2014 bielhani , Blogger