niedziela, września 23, 2018

W jesiennej nucie



Umysł nie jest moim sprzymierzeńcem... Wiem to już na pewno. Jest przewrotny i mam wrażenie, że jest tym drugim głosem, przekornym, odwracającym myśli od tego, co chcę dobrego dla siebie zrobić. I to znów niezwykły dla mnie moment. Bo oto uświadomiłam sobie, że to on miał nad wszystkim kontrolę. Kiedy próbowałam zrobić krok w którąś stronę, on prowadził mnie w przeciwną. No ale skoro już wiem, że tak właśnie jest, mogę coś z tym zrobić. I odtąd, to ja decydować zamierzam, co i jak się zadzieje. Odczuwam wręcz złość i żal, że odciągał mnie przez te wszystkie lata od tego, co dyktowało serce. W małych, codziennych sprawach i tych ważnych, znaczących. Kiedy pragnęłam rano pobiegać, podpowiadał mi, bym pozostała w domu, bo zimno, bo za mało czasu, bo lepiej spożytkuję czas w inny sposób... Słyszę wciąż ten głos, ale już mu nie ulegnę. Dziś poranek znów rozpieszczał. Chciało się wszystko. I jednocześnie cieszyłam się błogością, ciszą i nicnierobieniem. To też doskonały moment na przebieżkę, bym potem rześka i szczęśliwa mogła oddać się pieczeniu ciasteczek albo bułeczek, ogólnie domowym wszelkim zajęciom. I zamiast zachęty, usłyszałam... pozostań w domu, tutaj tak miło i przytulnie, po co ci ten wysiłek. Zobaczyłam obrazy przemiłe czyściutkiej kuchni, poczułam zapach ciasta... Wszystko zamiast...
Byleby tylko odciągnąć mnie od mojego pragnienia. Jakaż to ogromna moc i jak niewiele potrzeba, by ulec jej bezwiednie. Zatem, kiedy mój wewnętrzny głos mówi jedno, ja przywołuję obraz siebie szczęśliwej i spełnionej, kiedy powracam wczesnym rankiem z lasu po przebieżce albo kiedy ogarnę kuchnię i upiekę chleb, choć `słyszę`, że lepiej i milej byłoby mi poleżeć na sofie... Oto kolejny krok ku  wewnętrznej wolności. Ku objęciu kontroli nad swoją wolą i realizacją tego, co podpowiada serce. Jakże cudowne wówczas ogarnia mnie samopoczucie i satysfakcja, że nie uległam, że zrobiłam to, co zrodziło się z samego ranka w mojej duszy... Calutki dzień jest wówczas inny. Lepszy po prostu:-) A dziś wietrznie bardzo i słońce ukryło się na dobre na pochmurnym niebie. Taka przychodzi do nas jesień. Wyraźnie dziś ją poczułam wczesnym rankiem. Trzeba mi już zakładać coś na głowę i rękaw długi... W zamian za to, napawać się mogę widokiem i zapachem przyrody, tak bardzo już ustępującej nowej królowej. A jest to obraz niezwykły. Pod stopami szelest liści i zgrzytanie żołędzi, którymi pokryte są ścieżki wzdłuż lasu. Snopy siana zdobiące okoliczny krajobraz. Przebarwione drzewa i kwiaty, a zatem pomarańcze, oberżyna, czerwień i żółcienie... I ten świat przyjmuję i przeżywam całą sobą. Zdążę zatęsknić znów za moim latem. Docenię każdy promyczek, docierający znad mojej głowy. Popatrzę na kwiaty inaczej, zachwycę się ich niezwykłą siłą i wolą życia, kiedy ze zmrożonej jeszcze ziemi, wypuszczać zaczną swoje pierwsze kiełki... By zobaczyć i móc przeżyć to całe odrodzenie i przemianę, najpierw `pozwolę` zasnąć wszystkiemu, zatrzymać się, niejako obumrzeć. To też symbol, który w tak wielu aspektach mojego życia lubię przywoływać. Odrodzenie szeroko pojęte:-) Przekłucie tego co trudne i martwe w coś dobrego, pięknego i cennego... A zatem, inaczej niż dotąd, nie w melancholijnej nucie, a pełna zachwytu i oczekiwania, kłaniam się niziutko i zapraszam nastającą dziś po mojej ukochanej, porę roku, ze wszystkimi jej darami i skarbami. A jest ich cała nieskończoność:-) Cudnie jest! I pięknie i pysznie:-) Nic, tylko czerpać całymi garściami i chłonąć to piękno każdym z możliwych zmysłów. 
Pięknej jesieni wszystkim!💗












Nie sposób nie zanucić...

 


~ bh ~


p.s.
Oto link w sprawie nie podlegającej żadnym wahaniom,
jeśli kochamy przyrodę i zwierzęta...
Podpisujcie proszę!!!







1 komentarz:

  1. Tobie Haniu też pięknej jesieni życzę:))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger