piątek, sierpnia 07, 2020

Pięknie dookoła...



Dziś poczułam się troszkę tak, jak malarz, który po długiej przerwie odzyskuje utraconą wenę twórczą:-) Zaraz po przebudzeniu, nie czekając, aż moja ulubiona, niebieska filiżanka napełni się ciemną, pachnącą cieczą, porannym nektarem moim, niosącym jedyne, niepowtarzalne spośród całego dnia doznania, przystąpiłam do działania. Dawno już tak się nie czułam. Pełna zapału i radości od samiutkiego ranka:-) Zapragnęłam, by wszystko znów przybrało tę ukochaną moją, czystą, subtelną i niewinną barwę bieli. Tak się cieszę, że moje sofy mają tę możliwość:-) Z lnianych zatem, bielutkie już całe i pachnące. Nie tylko te w salonie. Cudnie im w towarzystwie poduszek przyobleczonych w poszewki lniane z monogramami. Na stole jadalnianym, przywołujący cudowne, starociowe wspomnienia z Toskanii, obrusik lniany. Łóżko moje sypialniane (odmienione swoją drogą, a właściwie zamienione), również przyozdabia lniana narzuta, śmietankowo-biała. Jeszcze tylko zwiewne zasłonki białe z troczkami zawieszę w wolnej chwilce, podłogę odświeżę i pozwolę płynąć już spokojnie myślom szczęśliwym, wdzięczna cała za tę iskierkę, która o świcie tyle dobrego dziś sprawiła:-) W takim rytmie jest mi dobrze.
Odświeżam i dekoruję jedno po drugim, nie zważając na poczucie głodu czy zmęczenie. I kiedy prawie wszystko przybiera już właściwą postać, zaparzam kawkę odpoczynkową i chłonę tę wyjątkową chwilkę, moją tylko, wypełniającą serce wytęsknionym tak uczuciem spełnienia:-) Jestem wciąż, żyję, powracam do swoich radości codziennych, będących mi ucieczką niezliczoną ilość razy przecież. Już wiem, jak mógł czuć się nieraz Vincent Van Gogh, kiedy opuszczała go radość tworzenia i gdy znów na powrót, nastawał ten cudowny moment, by wziąć sztalugi i płótna i wyruszyć w plener w poszukiwaniu właściwych miejsc, w których zatracał się w malowaniu do późnych godzin. Wyczerpany, głodny, spalony słońcem, ale przepełniony szczęściem tworzenia, z płótnami zapełnionymi feerią żółcieni, fioletów, ochry i kobaltu, powracał do swojego pokoiku, by wczesnym rankiem wyruszyć znów przed siebie:-) Szczęściem wielkim jest móc zatracić się w pasjach swoich raz na czas jakiś, tak by w codzienność swoją nieco magii wnieść i piękna:-) Życie pełniejsze staje się i milsze po prostu:-) To wewnętrzne pragnienie sprawienia uczty przemiłej dla zmysłów swoich tym wszystkim pięknym, co dookoła powstało:-) Dziś taką to przyjemność sprawiłam sobie:-)  Tęskniłam już bardzo za tymi emocjami...  
Na początek drobna zamiana:-) Stolik spod okna stanął w miejscu pomocnika, ten zaś na jego przyokiennym miejscu...




Na ławce/stoliku ułożyłam zestaw toaletowy,
 z ulubionej mojej manufaktury Villeroy & Bosh:-)
Biały i stary rzecz jasna:-)
Choć miejsce nietypowe dla niego, 
ja jednak lubię bardzo takie nieoczywiste rozwiązania:-) 


Sofy otrzymały świeżutkie pokrowce, 
misie i zające, czyściutkie ubranka:-)






Troszkę starej porcelanki tu i tam...



Kilka poszewek lnianych i jest już tak, jak lubię:-)




W sypialni mojej zaś, łóżko drewniane zawitało:-)


I ogólnie delikatnie odmieniona:-)


Wiem, wiem, "nie rób zdjęć pod światło"!:-)



Manekin w nowej/starej koszuli nocnej, lnianej:-)





A oto przemiły drobiazg upominkowy:-)
Bardzo dziękuję!
Miło było mi Panią spotkać...


Po tych kilku intensywnych bardzo fizycznie i emocjonalnie chwilkach, odpoczynkowe co nieco:-)







Kiedy tak jak dziś, mija mój dzień,
czuję się szczęśliwa i czekająca na jutro.
By powitać słońce na bielutkiej 
mojej sofce z filiżanką niebieską w dłoni i książką...
Unosząc wzrok co rusz, bo tak pięknie znów dookoła:-)



~ bh ~


p.s.
Proszę pilnie o kontakt Panią, która kupiła ode mnie półeczkę...
Posiałam gdzieś nr tel:-/

3 komentarze:

  1. Przepięknie mi też teraz ciężko o wene jakieś totalne lenistwo mnie dopadło,dziękuję również za spotkanie było mi bardzo miło pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbrajające są te misie i zajączki w koszulinkach.Zmiany zawsze nam dobrze robią.Życzę utrzymania takiego nastroju,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój dzień również zaczyna się od zalania ulubionej filiżanki tym magicznym płynem. Ja niestety muszę go przyozdobić kropelkami bieli i drobinkami słodkich kryształków.No inaczej nie mogę, choć bym chciała :)
    A ta czarna, magiczna ciecz ma u mnie inne zadanie :)
    Wena... to cudowne skrzydła, których potrzeba aby unieść się ponad wszystko.
    Aby móc tworzyć i spełniać się w tym.
    Moje szmaciane historie też potrzebują takich skrzydeł.
    Tu, w tym magicznym miejscu będę czerpała siły aby wznosić się coraz wyżej i wyżej.
    DZIĘKUJĘ za to miejsce!
    Bernadeta

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger