środa, kwietnia 29, 2020

Dostojna moja codzienność:-)



Cudownie jest sięgać na co dzień po wszystko, co odkładałam na specjalne okazje... Szkoda tylko, że tak późno. Dobrze mi z tym tak bardzo:-) Codzienność moja przybrała inny zupełnie smak:-) Zatem ciasto na pierogi zarabiam już na drewnianej mojej desce okrągłej, którą dotąd traktowałam jak eksponat muzealny... Rozwałkowuję je wałkiem ceramicznym i układam na deseczkach ceramicznych. Wcześniej były to stolnica/cerata i wałek plastikowy. Ciasto na chlebek zaś wyrabiam w jednej z ulubionych mis ceramicznych, nakrywam ściereczką z Toskanii do wyrośnięcia. Wodę z cytryną nalewam z dzbanka szklanego, najpiękniejszego z tych które mam. Dotąd sama siebie ograniczałam. Kilka mis, dzbanków i innych naczyń tych codziennych, niesygnowanych, prostych, których nie szkoda mi było, wypełniały moje codzienne półki.
Te zaś piękniejsze, zdobniejsze, cenniejsze, służyły do podziwiania jedynie... Podobnie z ubraniami, perfumami, ściereczkami, ręcznikami... Przeżyłam w takim oszczędnym traktowaniu wszystkiego najpiękniejszego w moim otoczeniu całe swoje życie. Odkąd pamiętam, tak właśnie podchodziłam do przedmiotów. Ostatecznie oddały mi tylko maleńką część swojego potencjału. Teraz to wiem:-) Bo zaznałam niezwykłości płynącej z korzystania z tego wszystkiego bez wyrzutów sumienia, przyzwalając sobie na to co najlepsze:-) To chyba znów jeden z nawyków wyniesionych z dzieciństwa... Przywołuję obraz kryształowych naczyń, które moja kochana Mama regularnie polerowała i układała za szybą kredensu. Nigdy na co dzień z nich nie korzystając. Sprawiały radość już samym faktem, że są... Dziś przełamuję nareszcie ten schemat myślowy. Pragnę smakować życie pełnymi garściami, w każdym jego niedostępnym dotąd aspekcie. Począwszy od spacerów wczesnoporannych, zanim wstanie słońce, poprzez oddawanie się swoim pasjom, na sączeniu kawki z najpiękniejszej mojej filiżanki kończąc:-) Tak, by każdy dzień jawił się jako cud najpiękniejszy, ja zaś będę mogła uczestniczyć w nim bez żadnych ograniczeń:-) Wewnętrzny generał skapitulował:-) I cieszę się, że choć późno, w ogóle zdążę poczuć, jak to jest:-)) Sama sobie jestem teraz drogowskazem. A to czym będę się kierować już tylko w moim życiu, to szept mojego serca...  












Patera ulubiona i klosz stary na wyciągnięcie teraz ręki:-)


I słoje apteczne, wcześniej ukryte w szafie...


Ostatnia tli się już świeczuszka pszczela.
Te lubię najmocniej.
I uwielbiam je wytwarzać w swojej kuchni jeszcze bardziej teraz:-)


I zawiesiłam dziś półkę nad stołem.
Już dawno miałam ochotę wkomponować ją gdzieś u siebie.
I oto jest:-)

 









Tak to za sprawą jednej maleńkiej zmiany postrzegania rzeczywistości, a właściwie przyzwolenia sobie na to, 
by stała się dostojniejsza i piękniejsza po prostu,
sprawiłam sobie nieopisaną przyjemność celebrowania wszystkich niepozornych, codziennych czynności...
Tak niewiele potrzeba:-) 







~ bh ~







6 komentarzy:

  1. Witam Pani Haniu, jakbym czytała o sobie, jestem dokładanie taka jak Pani pisze o sobie, ja też gromadzę i podziwiam, bo szkoda użyć, bo sie stłucze, a takie piękniutkie starutkie... bo sie podrze a przeciez tyle lat i wojen przetrwało i ja miałabym to wykończyć? - tu wielkie obciążenie głowy i duszy...MOja mama kupowała do szuflad, moje babcie kupowały do szuflad, wszystkie ciotki i sąsiadki, mamy koleżanek, ..Takie były czasy po wojnie każdy gromadził bo nic nie było , a jak znów by wybuchła? w PRL-u każdy gromadził bo nic nie było a ładnych rzeczy było kazdemu szkoda.. stąd sterty talerzy , prodziży i talerzy i bele materiałów zasłonowych i po dziesiątki obrusów po strychach, łózkach , szafach..Czy świadomie czy nieświadomie przejęłam po swoich przodkach manie chomikowania , chociaz może nie tak jak babcie .. ale zdobyczną rzecz np z Szombierek za która słono sobie policzyli tak codziennie używać, byłoby mi chyba szkoda, kiedys kupiłam taką stara wazę, chciałam błysnąc na światecznym obiedzie, nalałam rosołu i usłyszałam jak szkliwo pęka.... ze sztućcy korzystam z talerzy tez, ale tej wazy mi ogromnie szkoda... podziwiam Panią za uwolnienie umysłu od podziwiania do korzystania.. ja jeszcze nie osiągnęłam tej drogi , chociaz z mebli korzystam jak najbardziej :) Pozdrawiam ciepło Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry:-) Z tym trzeba się niestety liczyć, że nasze perełki tym sposobem narażamy na uszkodzenia... Jednak i to już mnie nie powstrzymuje.
      Ja po prostu już tak nie chcę jak dotąd. Ten etap pozostawiam za sobą. I nawet nie umiem wyrazić, ile radości to przyzwolenie własne niesie:-) Czuję się wyjątkowo. Jakoś tak wyróżniona, ważna... To chyba musi samo nadejść. Nie da się tego wymusić.
      Pozdrawiam serdecznie;-)
      Hania

      Usuń
  2. No proszę,ile jeszcze "sióstr" w podziwianiu zdobyczy zamiast ich używaniu się tutaj objawi?Wiele z nas jest dopiero na tej ścieżce,którą Ty Haniu przeszłaś.A ile z nas żyje w nieświadomości jakie to obciążające. . .Dołączam do pozdrowień,Grażyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Achh Grażynko, Ty też?:-) No cóż, bardzo Tobie życzę, byś zaznała we właściwym dla siebie czasie tej cudownej, nieobciążającej najmniejszym wyrzutem sumienia radości z użytkowania tego wszystkiego wyjątkowego, niedozwolonego...
      Całusy!
      Hania

      Usuń
  3. U mnie też jeszcze daleka droga do takiego stanu..Ale pracuję nad sobą i są już maleńkie efekty:))Twój dom zawsze wprowadza mnie w dobry nastój:))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu Kochana, najważniejsze wiedzieć, mieć świadomość, że czegoś chcemy. To maleńkie ziarenko zakiełkuje i rozkwitnie pięknym kwiatem, w Twoim czasie:-) Zobaczysz!
      Ciepło pozdrawiam,
      Hania

      Usuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger