niedziela, kwietnia 26, 2020

Kilka myśli i stół apteczny



Spokojny, czysty umysł, to szczęśliwe, zdrowe ciało... Bardzo w to wierzę. Może istnieje moment, gdy tak po prostu jest. Ja póki co każdego dnia wypracowuję w sobie tę lekkość myśli i też nie udaje się to zawsze. Cudownie mi jednak, gdy od rana głowy ani serca nie zaprząta żadna niechciana emocja. Mogę wówczas w pełni korzystać z tego wszystkiego, co piękne i dobre. Jestem pełna energii i chęci na wszystko:-) Mam poczucie, że świat leży u moich stóp i że naprawdę wszystko jest możliwe. Bo jest:-) To w naszych rękach leży calutka (prawie) moc sprawcza wszystkiego. Zatem u mnie, to codzienna praca nad właściwym torem, którym podążą moje myśli. Wierzę, że nastanie moment, gdy bez mojej ingerencji, będą już po prostu spokojne, dobre i skupione na tym co jest. Bez roztrząsania wszystkiego co było albo też co może się zdarzyć. Do tego pragnę dążyć, bo wiem, że będę mogła wówczas naprawdę szczęśliwie żyć, emanować przy tym moim szczęściem i wolnością na innych:-) Zastanawiam się czasem, jak to jest, że tyle negatywnych kodów w nas... Przecież rodzice nie chcą dla swoich dzieci źle. A jednak wynieśliśmy z dziecięcego czasu tyle trudnych, ciążących nam przez całe życie, nawyków. Często powtarzam swoim dzieciom, by dalekie były od oceniania innych ludzi. By rozróżniły swoje wyobrażenia o nich od tego, jakimi naprawdę są. I brali ich takimi właśnie. Nie jest to może łatwe. Bo czasem wolelibyśmy, by ktoś zareagował tak a nie inaczej na jakąś sytuację. Jednak nie ma innej drogi, by łatwiej żyło się nam samym. Uświadomienie sobie tego, że każdy ma prawo zareagować w taki a nie inny sposób (wyjątkiem jest oczywiście wyrządzanie krzywdy i złe traktowanie innych), daje nam pewnego rodzaju wolność od trudnych, rozczarowujących emocji. To sztuka, której warto się uczyć:-) Mnie często już się to udaje:-) I jest mi z tym naprawdę dobrze...
 
By równowagę zachować, prócz przemyśleń i refleksji, podziałałam też co nieco w kierunku przemiłej dla mnie przemiany kuchennej:-) Oto jest już w calutkiej swojej dostojnej okazałości stół mój apteczny tam, gdzie być powinien, a zatem w kuchni:-) Odświeżony i przetarty rzecz jasna tak, by ten co lubię smaczek minionego czasu nadać, wpisał się cudownie w moją kuchenną przestrzeń. Dokładnie tak sobie to wyobraziłam i ani trochę się nie zawiodłam... 


Na początek usunęłam poprzedni stół...


Zajęłam się kredensem...




Nie było łatwo,
ale się udało...:-)


Powolutku ułożyłam sobie naczynia.





W międzyczasie ciasto na chleb zarobiłam...
Wszystko mam teraz pod ręką. 
I przysiąść z kawką mogę:-)












Mam teraz imponujący blat roboczy.
Miło mi tutaj bardzo i praktycznie o dziwo:-)
Wystarczyło trochę zapału i pracy...
Uwielbiam tę iskierkę, która pojawia się znienacka 
i rozpala tę wewnętrzną energię:-)
W głowie już obraz cały, serce przyśpiesza miło i nie wiedzieć kiedy inne zupełnie wnętrze się wyłania...
Achhh!
Tyle dobrego i miłego samemu sobie można sprawić...




~ bh ~



p.s.

Za chwilkę pierwsza moja starociowa perełka w moim OLD MARKECIE:-)
Pojawi się w oddzielnym wpisie.
Zapraszam💗


2 komentarze:

  1. Pracowita kobita Jesteś Hanuś,też lubię ten moment,kiedy pojawia się ta iskierka i robota pali się w rękach.A ta satysfakcja po,kiedy przy każdej okazji zerka się na efekty.Rzeczywiście kawał blatu roboczego Masz,i to jakiego pięknego.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie zmiany Haniu... Super wygląda i zapewne bardzo przydatny jest taki długi blat roboczy. Zupełnie inaczej u Ciebie, ale też pięknie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger