poniedziałek, listopada 06, 2017

Będę marzyć, będę żyć...


Z każdym dniem umacniam się w poczuciu, jak ważne jest dla mnie uwolnienie się od mieszkającego w sercu żalu i zawodów. I tych płynących z relacji niektórych i zwyczajnie z różnych stanów rzeczy obecnie... I to się dzieje. Krok po kroczku. Powolutku. Uczę się siebie, odkrywam pokłady, o których nie miałam zielonego pojęcia... One same dają o sobie znać. Ukazują, jak inaczej dzięki nim może być. Uczę się wyrażania swoich emocji i swojego zdania. Wciąż. I trwania przy swoim, nawet jeśli wszystko i wszyscy są po drugiej stronie. Nie jest ono ślepe. Płynie z serca. Z wewnętrznego przeświadczenia, że naprawdę tak czuję i myślę. I pozostawiam sprawy po mojemu. Nie ulegam, jak kiedyś. Przestałam też zabiegać o zrozumienie. Bo gdy za każdym razem, to walka z wiatrakami, nadchodzi moment, kiedy zwyczajnie nie ma to już znaczenia... A ten moment niesie wolność i ulgę:-)
Choć jest okupiony wcześniej ogromnym emocjonalnym zaangażowaniem. A to wyczerpuje. Bardziej niż fizyczny wysiłek. Dużo bardziej. Nie da się go odespać. Musi zwyczajnie minąć czas. A on na całe szczęście nastaje. I wówczas, po momentach zwątpienia, rezygnacji i po kolejnych próbach, by coś przekazać, już nic nie muszę. Nie mam potrzeby, by rozumiano moje emocje. Nie czekam już na maleńki choć gest solidarności, na to jakże wiele znaczące, ...jestem po Twojej stronie... To siła, dojrzałość, której uczę się wciąż, zaufanie sobie i wiara w siebie. Uniezależnienie się emocjonalne i psychiczne. Znów może bardzo tajemnicze to moje trzy po trzy, ale to szczere i prawdziwe odczucia, które rodzą się wraz ze zdarzeniami przeróżnymi, ze zmianami też, które we mnie się dokonują. Piszę tak, jak naprawdę czuję. O tym co czuję. Daję sobie to prawo. Koniec. Kropka:-)

A tymczasem, może przy okazji tych wewnętrznych moich rewolucji, póki niespokojne to co we mnie, szukam harmonii i ładu na zewnątrz:-) Stwarzam sobie miłe tu i teraz... Kawka, książka, moja muzyka, świece... Na domiar wszystkiego dobrego, promienie słońca wpadające do wnętrza:-)



Nowa, starociowa  filiżanka i talerzyk 
w dodatku:-)






Potem dekoracji kilka znów, zielonego coś -lawendę, ustawiłam w salonie...


Na kolorki moje zerkam wciąż i na pastele.
A one radość wprowadzają 
i ogólnie milej mi z nimi:-)



I ławeczki pod lustrem zamieniłam miejscami:-)



Ostatnie spojrzenia na moje lampy...
W środę zastąpione zostaną starymi żyrandolami,
które czekają na to od jakiegoś już czasu:-)



W kuchni stanie tez stara szafa...
Bardzo spodobała mi się ta oto i w takiej roli, kuchennej...


A ponieważ mam równie piękną, póki co w garażu, 
zainspiruję się  i ustawię ją w kuchni:-)


Moje naczynko z sobotniej giełdy:-)


I harmonia, bo równiutko:-)


I porcelanka...







Sprzątam, czyszczę, układam...











I podśpiewuję wraz z panią Anią Dąbrowską 
... póki mi starczy sił, 
będę marzyć i będę żyć...:-)




Pięknego, poniedziałkowego popołudnia wszystkim💗


~ bh ~




4 komentarze:

  1. Moja droga Haniu,osoby tak delikatne i wrażliwe jak Ty często nie są rozumiane:))świat się jakoś dziwnie rozpędził:))))miło jest popatrzeć na Twój domek:))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak trzymaj!Ład we wnętrzach i ład w nas samych to coś do czego dążymy.A najważniejsze żebyśmy byli w zgodzie z samym sobą.Zyskujemy nie tylko my sami,ale również otoczenie.Misiek z kokardką mnie rozbroił.Koronki ręcznie dziergane,tak nieodzowne u Ciebie piękne są,szacunek dla właścicielek rąk które nad nimi pracowały,prawda?Serdeczności ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zawsze jakoś myślę o osobach, które dziergały moje koronki. Wdzięczna jestem cała, że trafiają mi się takie skarby:-)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Hania

      Usuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger