wtorek, lipca 10, 2018

Tęsknię...


Pierwszy poranek w domu. Bazarek i pracownia... Ogród. Stęskniona psina. Moje wszystkie małe radości czekały cierpliwie:-) A mnie... smutno. I żal serce przepełnia. I myśli tylko takie tęsknotę przywołujące płyną... Cierpię. Bardzo. Tak Polu, podobno w domu najlepiej. Zawsze tak czułam. Jednak nie tym razem. Poranek przesiedziałam bez emocji na sofie. Choć tak pięknie rzucał różowe cienie dookoła. Kawa w ulubionej filiżance utraciła swój czar. Wystygła. Kolejnej też nie wypiłam. Powtarzam sobie, bo podobno pomaga... nie rób sobie tego, zrób coś dla odwrócenia uwagi, pociesz siebie, bądź dla siebie dobra... Pojechałam zatem, wcześnie rano na Lipowy. Owoce, warzywka, kwiaty świeże... Sporo ogórków na ukiszenie. Zajmę się czymś pożytecznym. Potem to, co domowe. Zupa, w niej fasolka z bazarku i brokuły i kalafior i ziemniaczki i inne. Zieleninki sporo... Tęskniłam za tym smakiem... Może w pracowni jakoś inaczej się poczuję... Wszystko takie jak kocham. Zapaliłam świece, zajrzałam w kilka kątów. Ogarnęłam co nieco. I już prawie wieczór. A mnie wciąż żal. I gdybym tylko sobie przyzwoliła, rozpłakałabym się jak dziecko.
Z tęsknoty wielkiej. Za moją Toskanią. Tam pozostały moje zachwyty, tam pozostawiłam swoją duszę... Czy kiedyś jeszcze będzie mi dane tam powrócić...? Pragnę wierzyć, że tak. Choć ja nie chcę kiedyś. Chciałabym teraz. Nawet dziś. Gdyby Kochana Alba nie pożegnała nas tak czule... Gdyby nie namalowała dla nas tego obrazka, którymi przecież calutki rozmarynowy domek był wypełniony  i gdyby lawendy nie zebrała, by w woreczkach uroczych nam ofiarować... W ostatni zaś niedzielny poranek, gdyby Anghiari tak pięknie mnie nie pożegnało... Zajrzeliśmy na ryneczek, tak jak zwykle rano przyjeżdżaliśmy, a tam... starocie:-) Nie dowierzałam. Przetarłam oczy kilka razy, by upewnić się, czy to dzieje się naprawdę. Były. By jeszcze mocniej i piękniej zapisać w sercu moją toskańską baśń. By jeszcze trudniej było mi wyjechać. I było. To jeden z takich momentów, kiedy obojętnieje wszystko dookoła, kiedy serce wyrywa się z piersi i boli... I tylko policzki mokre dają znać, że jedyne czego pragnęłabym w tej chwili, to zatrzymać czas. By podarować sobie te kilka jeszcze chwil szczęścia...



~ bh ~

4 komentarze:

  1. Tęsknota i smutek aż biją z twego wpisu Haniu, ale nie poddawaj się temu stanowi, ciesz się tymi przedmiotami, które przywiozłaś oraz że mogłaś odwiedzić te cudowne miejsca. Ściskam serdecznie.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtórzę za Lenką:))ciesz się że tam byłaś i przeżyłaś tyle pięknych chwil:)))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz jakie to wielkie szczęście,że mogłaś tam być! Że szczęśliwym trafem wyszukałaś taki właśnie cudowny dom, że mogłaś chłonąć tyle niesamowitych wrażeń... Że mogłaś napawać się radością tam, smakami, zapachami, widokami... czyli dopieszczać swoje zmysły... Wreszcie, że mogłaś przywieźć sobie na zawsze tak wspaniałe starociowe pamiątki... No, nie płacz! Pojedziesz tam jeszcze... Na pewno! :) Tymczasem gotuj te jarzynowe zupki w Twoim przepięknym domku, z pieskiem przy nodze... Teraz jest na to czas... Buziaki Pola :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak,dziewczyny mają rację.Masz zdjęcia,wspomnienia,pamiątki.Przecież możesz tam wrócić,te miejsca tam są,nie znikają.Może tam mieszkałaś w poprzednim wcieleniu?Na mnie tak działają angielskie wsie,z pubem mieszkańcami,którzy się znają,a w domach są niskie sufity z belkami i wielkie kominki.Świeci słońce,cieszmy się latem i wszystkim co się z nim wiąże.Ty to potrafisz jak mało kto.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger