wtorek, czerwca 27, 2017

Patrzę i smakuję


Po raz pierwszy, tak daleko od domu czuję się jak u siebie. Tyle tutaj moich `rzeczy` odkrywam. Lilijki w tylu miejscach już widziałam, smaki, bardzo moje, widoki, do których wyrywa się serce... Wiem już, że będę tutaj powracać, do mojej Toskanii:-) Bardzo odpowiada mi włoskie śniadanie, to na słodko:-) Podwójne espresso i pyszniutki rogalik, cornetto z nadzieniem, budyniowym na przykład:-) Dziś wczesnym rankiem, udaliśmy się do miasteczka na zakupy jedzeniowe. Bardzo chciałam zakupić cantuccini m.in., tradycyjne włoskie ciasteczka z migdałami.
W smaku przypominają zasuszone ciasto. Stąd moczy się je w kawce, są dość twarde, jak sucharki. Przy tej też okazji mogliśmy zjeść takie włoskie, słodko-słone śniadanko przy porannej espresso:-) Popatrzeć też, jak rozpoczynają dzień Włosi. Przed pracą, wpadają do przydrożnych barów na małą czarną (pijaną nawet po kolacji) i panini (kanapkę), których obok cornetto, spory wszędzie wybór. Jednak najpopularniejsze śniadanie, to rogalik z kawką:-) Taką pyszną kawkę na całe szczęście można zaparzyć również u siebie. W każdym apartamencie na wyposażeniu znajdziemy `ekspres` moka, czyli czajniczek do zaparzania kawy. Choć przyznam szczerze, rozglądałam się bardzo za ekspresem, takim tradycyjnym, przelewowym:-) I już wiem, że o niebo wolę czajniczek Bialetti, z którego kawka dla mnie jest pyszniejsza i sam rytuał zaparzania odpowiada mi bardzo.

Cantuccini i rogalik z nadzieniem budyniowym:-)


I moja poranna espresso:-)



Winka z regionu winiarskiego Chianti z lilijką:-)
Bardzo chcę tam również pojechać.



Focaccia, rodzaj włoskiego pieczywa.


Kolory i smaki...
Melony, arbuzy, pomidory, oliwki...
Najpyszniejsze, jakie jadłam.




Poza porankami, które uwielbiam, odkryłam tutaj, w Toskanii, równie cenny i miły czas, sjestę:-) Po posiłku, który naprzemiennie zamierzamy jeść w domu, wszystko śpi i odpoczywa. A ja, po ogarnięciu kuchni, mam kilka chwil dla siebie. Z lampką schłodzonego winka, książką czy gazetką i czymś do przekąszenia. A tak planowałam odżywiać się zdrowo i niezbyt kalorycznie, biegać, i ogólnie dbać o formę. Nic z tego:-) Trudno powstrzymać się przed smakołykami i włoskimi przysmakami. Na ruch jakikolwiek wieczorem nie mam już siły. Codziennie wyruszamy na jakieś wycieczki, raz dłuższe, raz krótsze. Wczoraj odbyliśmy tę krótszą, do położonego niedaleko miasteczka Vinci. Miejsca narodzin geniusza wszech czasów, Leonarda da Vinci. Poza podziwem, zrodziły się we mnie myśli i refleksje nad sposobem wykorzystywania czasu. Patrząc na ogrom wynalazków i dzieł, stworzonych przez tego niezwykłego odkrywcę, malarza, rzeźbiarza, mechanika, muzyka, filozofa, architekta, pisarza, matematyka, anatoma i geologa (i pewnie coś pominęłam), odczuwam jakoś dotkliwie dziś swą małość i żal nad straconym bezpowrotnie czasem. Kiedy to zwyczajnie nie robi się nic, narzeka do tego i kręci nosem, gdy coś nie po myśli się ułoży. Rozważa się czy robić to czy coś innego, a tymczasem Leonardo da Vinci robił wszystko. Uważany jest za najbardziej wszechstronnie utalentowanego człowieka w historii. To cenne doświadczenie, móc spojrzeć na kilka chociaż jego dzieł wyprzedzających epokę, ukazujących niezwykłą wyobraźnię, wiedzę, mądrość i samozaparcie w dążeniu do celu. Do tego drogę, wiodącą do miejsca narodzin geniusza, wśród winnic i gajów oliwnych, na zawsze zapisałam już w sercu:-) A z ogrodu kilka liści laurowych i figowych przywiozłam do zasuszenia, różyczkę cudnie pachnącą i rozmarynu kilka gałązek, bujnie porastającego wzgórze:-) 

Szkice wynalazków i wykonane wg nich modele...
Leonardo zapisywał swoje myśli i odkrycia pismem lustrzanym.
Był leworęczny i może to powód?
W ten sposób nie rozmazywał atramentu...







Mechanizm zegara:-)
Tutaj zatrzymałam się na dłużej.





To namiastka zaledwie, a nie mogę się nadziwić, 
jak i kiedy to wszystko powstało...
Pozostało 7000 stron zapisków, rysunków i szkiców.
Leonardo opanował właściwie wszystkie ówczesne dziedziny nauki 
i sztuki.
Najbliższe jego sercu było jednak malarstwo:-)

Samo miasteczko Vinci przeurocze:-)
Otoczone winnicami i gajami oliwnymi.






Po zwiedzeniu muzeum, pojechaliśmy do Anchiano, ok 3 km od Vinci. Tam 15 kwietnia 1452 roku narodził się Leonardo da Vinci.
Wąziutka dróżka wiodła wśród oliwek, niezwykły widok.
Sam dom skąpany w zieleni, wewnątrz kominek, którym zachwyciłam się 
bez reszty:-)

Drzewa figowe z niedojrzałymi jeszcze figami.


Róże w ogrodzie Leonarda, cudownie pachnące:-)


Drzewka oliwne.


A oto rozmaryn! 
A wydawało mi się, że ten w moim zielniku bujny jest i piękny:-)


I obiekt moich westchnień:-) 



Pozostawiliśmy swój ślad w jednej z wielu zapisanych już ksiąg...




Po drodze nie mogłam nie zajrzeć do jednej z opuszczonych i niszczejących posiadłości, jakich tutaj napotyka się wiele. Pod ścianami okna, drzwi i okiennice. W budynku gospodarczym pozostawione w nieładzie narzędzia rolnicze. Wzdłuż drogi ogromne tuje, wciąż dumne zdobiące wjazd do posesji. Sporo emocji dla mnie, jak zawsze, kiedy do takich miejsc zaglądam. Smutek na przemian z zachwytem i żalem na powrót, że coś tak pięknego niszczeje i nikomu już nie służy...





Budynek gospodarczy.



Tutaj łzy napłynęły mi do oczu...


I kapliczka przydrożna, jedna z wielu tutaj, w otoczeniu oliwek, winnic i łanów zbóż:-)



To pień tui! Są ogromne:-)
Sporo ich wszędzie. 




Wszystko tutaj godne jest dla mnie zatrzymania, spojrzenia,
posmakowania...
Patrzę więc i smakuję, każdym zmysłem i całym, 
pełnym zachwytu sercem:-)

~ bh ~ 








4 komentarze:

  1. Cieszę się że dzielisz się z nami tym pięknem:)))bardzo chętnie z Wami zwiedzam:))))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Reniu, e choć troszkę mogę podzielić się, tym czego doświadczam:-)
      Pozdrawiam ciepło,
      Hania

      Usuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger