piątek, stycznia 20, 2017

Dobry rok


Uciekł mi jeden dzień. A dokładnie czwartek. Żyłam w przekonaniu, że jest środa. I przez to kilka zabawnych momentów miałam:-) Na szczęście chyba, w różnych sytuacjach, które nie końca rozumiem, swoje zdziwienie pozostawiam samej sobie, wszystko i tak jakoś samo się wyjaśnia:-)
Nie dopytuję, nie komentuję, jakoś tak intuicyjnie. I z całą wdzięcznością przy tym za tę swoją intuicję, śmieję się później tylko do siebie samej:-) Tak szybko mija ten tydzień... Oczywiście to za sprawą wolnego od szkoły czasu. A gdyby tak uwolnić głowę i myśli, choć na chwilkę, od poczucia czasu, godzin, dni... Jaką wolność można by poczuć. Tylko czy da się w ten sposób. Nawet jeśli planowanie przenieść się na jakiś koniec świata, bez ludzi, zegarów, zgiełku, ile czasu potrzebuje głowa, by przestać odmierzać czas... By żyć bez nazywania go. Mogę to sobie tylko wyobrazić, jak wolnym wówczas można by się poczuć i przyznam, że do tego tęsknię. I chyba to właśnie doświadczenie umieszczę na swojej liście nieprzeżytych jeszcze emocji, które bardzo chcę zrealizować. A mam ich już kilka, a nawet sporo:-) Ileż ograniczeń nakłada na nas życie, zwykłe, codzienne sprawy. I kiedy tak zmagamy się z nimi każdego dnia, a właściwie dostosowujemy siebie do wymagań, oczekiwań, potrzeb dyktowanych przez ogólnie przyjęte standardy, stwierdzam (i chyba żadne to wielkie odkrycie), że przystosowany jest człowiek do innego... bycia.
Tyle po drodze do realizacji tych dążeń zatracamy, a nie zawsze potem wszystko to przecież wykorzystujemy. To jak ślepa wędrówka, a raczej gonitwa za czymś na pozór niezbędnym. To, czego nam potrzeba często jest na wyciągnięcie ręki i każdy, bez względu na zasobność portfela czy pozycję społeczną, ma do tego nieograniczony dostęp. Do tego jeszcze, uzależniamy od tych "niezbędnych" nam rzeczy własne poczucie szczęścia. I koło się zamyka. Bo przecież postawione cele, często wychodzące poza nasze możliwości, wpędzają nas w ten cały mechanizm zmagań i ciężkiej pracy, by poczuć ten upragniony moment szczęścia. On przychodzi, owszem, tylko na moment. Zmierzam znów do prostego, ale jakże uwalniającego poczucia spełnienia i szczęścia z doświadczania małych, codziennych rzeczy. To refleksja po pewnej wczorajszej mojej z kimś rozmowie. Z osobą wspaniałą, nad wyraz ambitną, mającą świat u swoich stóp, jednak wewnętrznie zalęknioną, przerażoną, smutną... I sama dziś odczuwam smutek, że w kimś tyle może mieszkać strachu, do końca nieuzasadnionego tak naprawdę.

Lista życzeń... Tyle już zgromadziłam przeróżnych notatników, bo to przecież jedna z moich wielkich słabości. Pora, by zacząć je wykorzystywać. Biorę jeden z nich. Notatnik/kalendarz (terminarz brzmi okropnie, przywołuje czekające, niedokończone sprawy i terminy ich realizacji, wyrzuciłam ze swojego słownika). Biały w czarne kropki. W twardej, miłej w dotyku oprawie. Pośrodku szara wstążeczka, by móc zaznaczyć jakiś ważny moment, ciekawą myśl. Zakupiony w sklepie zwykłym, osiedlowym, chyba w Lidlu:-) I już nie mogę się doczekać, by rozpocząć swoją własną listę życzeń. Dla siebie!💗
W czasie adwentowym, taką właśnie rolę pełnił mój adwentowy kalendarz. Niewiele z moich tam zapisanych życzeń zrealizowano. Bo... były moje, wypływały z mojego wnętrza. To ja pomyślałam, jak miło będzie, kiedy dziś moje dzieci pobawią się w ogrodzie z psem. Zapis "Pobiegam z psem w ogrodzie" pozostał tylko zapisem. Podobnie właściwie z wszystkimi moimi adwentowymi życzeniami, które umieściłam w kalendarzowych paczuszkach. I choć smutno mi było bardzo, teraz tak myślę sobie, że niepotrzebnie. Bo spełnienie ich przyniosłoby radość mnie samej, a moim celem, robiąc ten kalendarz, było sprawienie radości moim dzieciom. I cieszyły się, drobiazgami, które poza życzeniami na każdy kolejny dzień Adwentu tam były.
I dziś zapiszę może pierwszą stronę w moim notatniku. Czeka już ulubiony długopis, a właściwie dwa do wyboru:-) Szary w białe groszki lub kolorowy w drobne kwiatuszki.



Wcześniej jednak spojrzę przed siebie, prawdopodobnie za okno, przymrużę powieki i zastanowię się, co mogłoby być dla mnie ważne, czego pragnęłabym dla siebie, co sprawi, że poczuję wewnętrzną radość i chęć dążenia do czegoś pięknego, dobrego, mojego...
Odnajdę to w sobie i spróbuję nazwać:-) A póki co chcę po prostu, 
by ten rok był dobry. Bym mogła każdego dnia budzić się z tym samym radosnym zniecierpliwieniem, by już wstać i by móc cieszyć się czym prędzej swoim czasem, swoim porankiem:-)

Pozostaję przy szarościach. Również w kwestii długopisu:-)




Oswajam wszelkie nabyte niepozytywne myśli i niepokoje:-)


Kilka zbliżeń na  moje niektóre notesiki:-)



















Ostatni jest wspaniałą puentą:-)
Cudownego dnia wszystkim!

~ bh ~




























4 komentarze:

  1. Kiedy byłam młoda lubiłam takie notesiki, a w nich zapisywać swoje złote myśli, czasami cytaty z książek dające do myślenia, lub zwykłe przepisy kulinarne. Kiedy dzieci podrosły i czas szkolny nastał, już nie kupowałam dla siebie tych w pięknych okładkach, a wykorzystywałam luźne kartki pozostałe z częściowo zapisanych zeszytów dzieci i przestałam zapisywać złote myśli czy inne ważne dla mnie sprawy. Chyba czas pomyśleć o sobie i sprawić sobie jakiś piękny notatnik. Iwona J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście:-) Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiłaś mi tym komentarzem:-)
      Dziękuję!
      Hania

      Usuń
  2. anonimowa basia.Prosze pani-zdarzylo mi sie to samo,tylko mnie uciekl caly rok.Na moich imieninach,powiedzialam ze mam 48 lat,a bratanica,powiedziala mi ze w tym wieku nie dodaje sie sobie lat,lecz ujmuje.Bylam swiecie przekonana o swojej racji.Znaja moj rocznik obliczyli ze jestem rok mlodsza.Dopiero dotarlo do sklerozy.Prosze mi wierzyc,co to byla za radosc.Caly rok swietowalam swoje urodziny.Bylam radosna,nie przybylo mi ani jednej zmzrszczki,ani jednego siwego wlosa.Tego roku"tworczo"[haftuje]bylam wydajna.Nie wiem skad,ale mialam duzo czasu,dla siebie,meza,wnuczat.Bylam w kinie,dwa razy w teatrze,[choc wczesniej nie pamietam kiedy tam bywalam].Wszystko niemalze pod kazdym wzgledem bylo przyjemne,radosne,czulam sie bardzo mlodo.Byl to bardzo dobry rok.Ja natomiast mam bzika na punkcie kupowania zeszytow,ktore maja ladne okladki.Sa na nich krowki,galaktyka,z motywami folklorystycznymi,z naszym Papierzem,a ostatnio kupilam trzy zeszyty z Papierzem benedyktem.Te zeszyty religijne,wszystkie kartki sa zdobione motywami religijnymi.I tak jak ananimowa Pani Iwona,zapisuje mysli,ciekawe urywki z ksiazek oraz wiersze,nawet te wieku przedszkolnego.Prosze sie nie smiac,ale nawet namaluje szlaczki,i troszke ozdobie.Smieja sie ze mnie,ale lubie byc czasami "dzidziusiem".Pozdrawiam basia.

    OdpowiedzUsuń
  3. To bardzo mile doświadczenie:-) Ja z kolei nie nadążam za mijającym czasem. Często pytana o wiek, np u lekarza, muszę chwilkę pomyśleć. Miałam ostatnio zabawną sytuację, rejestrując się u ortopedy, podałam pomyłkowo w peselu najpierw dzień urodzin (18) zamiast roku (72). Jakież zdziwienie zobaczyłam na twarzy lekarza, kiedy weszłam. Śmiejąc się powiedział, no no, nie wygląda pani na 98 lat:-) I już potem wyjaśnił, że czekał na sędziwą staruszkę i zastanawiał się, co w takim wieku mógłby dla niej zrobić:-) A jeśli chodzi o pani szlaczki, a w moim przypadku również kwiatuszki i serduszka, niech inni się śmieją, to jednak jest urocze i tylko świadczy o pani pięknej wrażliwości:-)
    Pozdrawiam serdecznie!
    Hania

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger