sobota, stycznia 21, 2017

Moje wnętrzarskie uniesienia

Powracając na moment do tematu notesików i zeszytów, `tęsknię` też do takich z napisami (myślami) w języku polskim. Jakoś wciąż, nawet nasze polskie produkty, zawierają głównie te obcojęzyczne, złote myśli. I właściwie wszystkie które mam, takie właśnie są. I to nie dlatego, że wolę je, po prostu takie są dostępne. Jak miło byłoby otwierać notatnik z napisem... uśmiechnij się czy... dobrego dnia:-) Póki co, mam swoje... Write your dreams czy... Enjoy the little things. Też oczywiście cudowne:-)

Wczoraj w samochodzie włączyłam wyjątkowo radio. Zazwyczaj słucham swojej muzyki. Jednak zamiast dobrej muzyki, której oczekiwałam lub po prostu czegoś ciekawego, na każdej przełączanej stacji bombardowały mnie wiadomości typu... lawina we Włoszech zasypała hotel, wypadek na drodze takiej i takiej, ciężarówka wjechała w... coś tam... Jejku, jak cudownie byłoby usłyszeć... skomponowano piękną melodię, odkryto nieznany dotąd gatunek... ssaka czy po prostu zasłyszano pierwszy, cudowny świergot ptaków... Nie trzeba niczego odkrywać czy tworzyć, chodzi o dobre, miłe wieści lub zwyczajnie nieskupianie się tylko na tych najtragiczniejszych. Wiem, że są i takie jakie niesie życie, niekoniecznie piękne, po prostu codzienne. Jednak nie wszystkie przecież takie muszą być. Tymczasem karmi się nas smutnymi, tragicznymi niusami, a tym samym taką też energią. I właściwie gdy dzieje się coś niedobrego, na każdej stacji bez wyjątku staje się to wiadomością dnia. Czy na to właśnie ludzie czekają? Tym pragną karmić swoje umysły? Przecież to i tak już niczego nie zmieni, jeśli coś takiego się wydarzyło. Jest to owszem bardzo smutne, to wielka tragedia, zginęli przecież ludzie... Myślę jednak, że podawanie o każdej pełnej godzinie do ogólnej wiadomości tej samej tragicznej wiadomości jest nieporozumieniem delikatnie to ujmując. Chciałabym powiedzieć, że to nie mój świat, ja tak nie chcę, pragnę inaczej... Jednak żyję w nim i trudno tak zupełnie od niego się odizolować. Można jednak wybierać to, co do siebie dopuszczamy. Czy to w zakresie wiadomości, czy rodzaju muzyki, filmów, które oglądamy, słów używanych na co dzień, czy wreszcie ludzi, 
z którymi spotykamy się i żyjemy. Przy kolejnej stacji i tej samej tragicznej wczoraj wiadomości, przełączyłam tuner na CD. I już Anna Maria Jopek płynęła z moich głośników, a ja czułam, jak powraca mój spokój, zaczęłam po chwili znów nucić znane już na pamięć piosenki:-) Tego samego pragnę uczyć moje dzieci. By wybierały miłą, lekką muzykę, dobre  w swej treści filmy. Nie zaś te przesycone przemocą i złem. Choć nie wiem dlaczego, do takich właśnie filmów próbują sięgać. Tłumaczą... mamo, przecież to aktorzy, to nie dzieje się naprawdę. To żadne wytłumaczenie. Sam obraz, odgłosy, tworzą złą aurę, zamykając tym samym drogę dla tej właściwej, dobrej energii, a przynajmniej zakłócając ją. Jakoś ostatnio buntuję się na wszelkie płynące ze świata niepozytywne bodźce. I tak bardzo lgnę do wszystkich, odczuwalnych - jeśli tylko chcemy i na to pozwolimy, pięknych, radosnych i dobrych. A skoro o takich mowa, na pewno zaliczyć do nich mogę moje dekoracyjne radości:-) A wśród nich takie oto dzisiaj moje małe uniesienia:-) A stało się tak. Ponieważ moja piękna, stara szafa czeka już sobie w garażu na transport, miejsce po niej (trochę smutno) mogłam znów wykorzystać na coś... nowego. Mógł być to powrót tam sekretarzyka, a i szafeczki zawieszonej nad nim. Jednak bardzo lubię obecne jego ułożenie przy moim łóżku:-)



Pojawiła się nieodparta myśl, by zajrzeć do moich czekających, starych, innych mebelków, ale przecież chodziło o to, by uwolnić przestrzeń... Zatem powinnam porzucić ją (myśl) czym prędzej, tak się jednak nie stało:-) I od razu wytłumaczyłam się przed sobą samą ... Szafa była dość dominująca, z uwagi na swój gabaryt. To co zamierzałam zrobić, nie powinno zakłócić przestrzeni, przeciwnie, sprawi, że będzie miło i pięknie:-) I już niewiele myśląc, z zapałem i bijącym sercem zabrałam się do przeniesienia swojej cudownej wizji do sypialnianego wnętrza... 
Było tak:



A potem tak:-)




Komodę spod telewizora (którego bardzo, bardzo tutaj nie lubię),
wstawiłam w miejsce szafy. Z kolei w jej miejscu pojawił się kufer:-) Ta ikeowska, przemalowana, wiekowa już (jeśli tak można powiedzieć o współczesnym mebelku) komódka, czeka również na wymianę. Na tę, dawno już odnowioną i przetartą, uroczą bieliźniarkę:




Zwieńczenie, które chciałam zamocować na wezgłowiu łóżka,
 pięknie wkomponowało się nad nią...








Ciąg dalszy oczywiście nastąpi, gdyż... mebelkiem, który miał trafić tutaj z tych starych, nie wykorzystanych jeszcze przeze mnie, miał być piękny, ludowy kufer. Jednak po krótkim namyśle, wybrałam  kufer spod schodów, tam zaś trafi ten właśnie malowany, z ludowymi akcentami. To już jednak potem:-)
Ważne, że moja sypialnia znów żyje:-) I cieszy!
Przymknę póki co oko na ewentualne, niepozytywne opinie:-) Niech się przynajmniej przez moment tym co jest nacieszę! 
I jak ostatnio często mi się przytrafia, nie zdążyłam ze zdjęciami za dnia. Jako punkt pierwszy i najważniejszy dzisiaj postawiłam sobie zapakowanie szafy do transportu. I duma mnie rozpiera:-) To najlepiej chyba zapakowana i zabezpieczona szafa w całej historii podróżujących szaf:-)



I na koniec, skrawek twórczości kogoś (z grona dobrych ludzi, których - jak pisałam, wciąż spotykam na swojej drodze, mam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe):-) Wczorajszy, piękny rym:

"każde słoneczko 
wysłane do ludzi
powraca do ciebie 
i dobro budzi"

Złota myśl na budzący się dzień, cały rok, życie...


Pięknego dnia wszystkim, a raczej pozostałej jego części:-)

~ bh ~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 bielhani , Blogger