piątek, kwietnia 21, 2017

Moje `must-have`


Na tarasie resztka śniegu przywołuje obraz sprzed kilku dni. Wciąż zimno i mało wiosennie. I calutki najbliższy tydzień taki właśnie ma być: pochmurny, zimny i deszczowy. W takie dni bardziej niż zwykle oddaję się przemyśleniom, ale też pracom domowym przeróżnym. Bo skoro w ogrodzie nie można, gdzieś spełniać się trzeba:-) 

Zastanawiałam się ostatnio, bez czego nie chciałabym radzić sobie w mojej codzienności, a raczej bez czego nie chciałabym jej widzieć. Na pierwszy rzut oka wszystko jest niezbędne:-) Jeśli nie użytkowo to dekoracyjnie. I jakoś wczoraj mocniej powróciłam do tematu, po wizycie mojego synka w domu sąsiadów, u których panuje perfekcyjny, ultranowoczesny i sterylny minimalizm. Prawie ze łzami w oczach opowiadał o wnętrzu domu, które zachwyciło go równie mocno, co mnie moje starociowe klimaty. Jestem prawie pewna, że moje dzieci tak właśnie urządzą swoje domy. I zupełnie nie mam z tym problemu. Do jednego jednak momentu. Kiedy już teraz wyczuwam u nich wielką tęsknotę za takim właśnie klimatem i żal, że tutaj (w domu) jest jak jest. Bez chwili wahania oboje wymieniliby moje wnętrza na te sterylne i nowoczesne. Nie odnajdują tutaj niczego, ale to niczego dla siebie. Pamiętam, że bardzo lubiłam wnętrze mojego rodzinnego domu. Było urządzone prosto, ale w klimacie takim, jaki teraz kocham. Nie można oczekiwać, że coś będzie się podobać wszystkim, smutno mi jednak troszkę, że nie udało mi się przemycić im krzty miłości do takich jakie mam w sercu, klimatycznych, babcinych wnętrz i drobiazgów. `Oddałbym wszystko, żeby zamieszkać w takim domu...` zakończył mój synek. A mnie, choć może nie powinno, zrobiło się bardzo, bardzo smutno. Dlatego patrzę i rozglądam się i jeszcze mocniej przez to kocham te wszystkie moje stare mebelki i szpargałki. Kocham i to nie zmieni się nigdy:-) Z tym większą miłością i zachwytem zerkam na kredensik bez bocznej wciąż listwy, na kufer z ułamaną nogą, na szafę chlebową, czekającą cierpliwie na tylną, jedną nogę... Na wszystkie te urocze, klimatyczne przedmioty, cierpliwie służące wszystkim już tyle lat. Nic i nikt, przenigdy, nie jest w stanie mojej wielkiej do nich miłości zmienić. Nie wyobrażam sobie bez nich mojej codzienności. Mogłabym nie mieć odkurzacza czy zmywarki, ale to one (starocie) stanowią mój najcenniejszy niezbędnik dobrej i radosnej codzienności. Teraz i na zawsze! Uzgodniliśmy kiedyś, pamiętam, że bardzo to przeżyłam (klik), że piętro pozostanie wolne od wszelkich staroci. Wszytko co mogłam, zabrałam stamtąd, pozostały trzy rzeczy, które teraz już trafią do mojej pracowni.
A w niej, powstał już kącik komputerowy na przykład:-)
I magazyn już właściwie gotowy, miejsce do odnawiania mebelków też. Jedynie stół znów potrzebny będzie.  Mam już nawet jeden na oku. Eklektyczny rzecz jasna:-) Kilka dziś znów migawek z naszej pracowni:-) 


Taką będziemy miały umywalkę. Trzeba tylko założyć baterię nablatową 
i odpływ w misce. Wszystko już jest, czeka jedynie na kogoś, 
kto się tym zajmie:-)



Przemalowane kafelki ścienne na biało, podłoga w szarym brązie:-)


Kącik komputerowy.





Tutaj pijemy kawkę:-)



Tutaj też będzie można ją wypić:-)
W miejscu chlebaka stanie ekspres do kawy.
Już oczywiście wybrałam:-)
To ten klik.


Okieneczka zakryją otwór wychodzący na kuchnię.
Zawiesimy w nich dziergane firaneczki.
One też czekają  na zamocowanie do ściany:-)










I tak właściwie, bez tego miejsca też już nie chciałabym widzieć swojej codzienności:-)

A dziś piątek, zatem u mnie dzień targowy. I ten przyniósł sporo nieplanowanych przyjemności:-)
Powróciłam z kolorami (truskawki-hiszpańskie póki co i tulipany-pomarańczowe), z żyrandolem (do pracowni), lampką drewnianą, stojącą  i starą, emaliowaną mydelniczką:-) Obok straganów z warzywkami 
i owocami, rozkłada się zawsze kilka starociowych:-)
I dziś wyszperałam takie małe skarby:-)
Spotkałam na dodatek dwie cudowne kobiety,
które zawsze miło mi widzieć 
 i od których wiele można się nauczyć. 
Zatem cenny bardzo i radosny ten dzisiejszy pobyt na bazarku:-)
Na domiar szczęścia pięknie świeciło dziś słońce.





Jeszcze przed momentem, miseczka była pełna po brzegi:-)








Kwiaty to kolejny niezbędnik mojej codzienności!
I tak wygląda mój świat:-)
W nim starocie, kwiaty, wspaniali ludzie,
pracownia...
I kiedy jeszcze zaświeci słońce, nic więcej mi nie potrzeba:-)
Może jeszcze tylko coś słodkiego!

Wspaniałego weekendu wszystkim💗

~ bh ~














2 komentarze:

  1. Dobrze panią rozumiem, ja też nie jestem do końca rozumiana przez sąsiadów oraz rodzinę na szczęście dalszą,ale nigdy nie przestanę kochac starocie.Poznaję kredens bo jestem z małopolski też go negocjowałam ale to juz inna historia.Pozdrawiam Dorota.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt, to pozostawać przy tym, co się kocha. Bez względu na to, co ktoś myśli:-)
    A kredens, trudno było go nie zauważyć:-) Jak się okazuje, miałam wielkie szczęście.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Hania

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger