Mija powolutku dzień zadumy i skupienia. Pośród jednak wielu jeszcze niedokończonych spraw... W zabieganiu, ale z tym ciepłem w sercu, które czeka... Dla mnie to moment, kiedy mogę już odetchnąć... Tak fizycznie, ale przede wszystkim duchowo. Przygotowałam się tak, jak pragnęłam...
W jutrzejszy dzień wejdę z lekkim, spokojnym już sercem. Spędzę go właściwie w kuchni:-) Krok po kroczku będę sobie przygotowywać to wszystko, co chciałabym zobaczyć na stole wigilijnym. Nie planuję za wiele... Ważne dla mnie jakoś, by pojawiło się coś z domu rodzinnego-tutaj patrzę do góry i puszczam oczko do mojej Mamy:-) i kilka jeszcze smakołyków, które wiem, że na pewno zjedzą dzieci:-) Jakoś mi miło też ze świadomością, że za nami najdłuższa noc w roku. A tym samym coraz dłuższe dni:-) No i rozpoczęła się astronomiczna zima. Tutaj już mniej miło. To zupełnie nie moja pora roku. Przyjdzie jakoś przetrwać ten czas. Moje światełko nadziei pojawia się, kiedy mija luty:-) Marzec jest już miesiącem wiosny. I choć ze słońcem różnie bywa, moje serce rozświetlają już promienie i ogrzewa ich ciepło, bo jaka by nie była, to już wiosna. Zatem trwam:-) Są jednak momenty, te zimowe, kiedy oczy się śmieją, a serce raduje. Jak wczoraj. Biały puszek pokrył wszystko. Bielutko zrobiło się, bajkowo, świątecznie... Dziś na powrót... nijako. Jednak świąteczne dekoracje dodawały temu szaremu, mokremu dniu piękna i ciepła... Na zewnątrz już całkiem miło:-) Ławka wróciła pod kuchenne okno...
Na niej emaliowana misa, stara rzecz jasna, z lampionem:-)
Stary kuferek nieduży poniewierał się w garażu
i tak jakoś z jedlinką zobaczyłam go przed domem.
No i jest:-)
Jeden ze świerków przełożyłam z donicy do emaliowanego naczynia.
Teraz jest dobrze:-)
Kilka gałązek brzozy i modrzewia
dołożyłam do konewki mojej ulubionej...
Jemiołowy wianek niezmiennie pozostaje na drzwiach wejściowych.
Odczekałam kilka dni i podobnie jak w zeszłym roku
przywiozłam kilka niedużych świerków
po cenie wyprzedażowej, tj 22,90:-)
Pewnie jeszcze są dostępne.
W osiedlowych sklepach na L:-)
Na tarasie z tyłu domu, od strony ogrodu bardzo lubię,
gdy palą się świece...
I moja ogrodowa latarenka w świątecznej odsłonie:-)
Hmm, nie wiem dlaczego tutaj przypomina niebieską?:-)
Jest zwyczajnie szara.
Z boku domu, przy domkach narzędziowych też maleńki,
świąteczny akcent...
Na latarence jeszcze coś zielonego zawieszę jutro:-)
... mieści w sobie więcej niż na początku planowałam. Coraz częściej wychodzę poza wnętrzarsko-dekoracyjne klimaty. Bywa emocjonalnie, ale zawsze prawdziwie. Dzielę się refleksjami i rodzącymi się w różnych momentach mijającego dnia myślami. Przedstawiam wreszcie moje częste poczynania w zakresie odnawiania, dekorowania, wyszukiwania..., w odwrotnej kolejności:-)
Podpatrzę czasem coś u innych, przemycę to i owo na swoją przestrzeń i nie omieszkam podzielić się swoją wielką stąd płynącą radością. A wszystko zawdzięczam porankom. Są dla mnie najcenniejszym momentem całego dnia. To z nich czerpię swoją siłę i dobrą energię, to na nie zniecierpliwiona czekam, a kiedy nastają, pełna zachwytu,
otulona ciszą, po prostu smakuję każdą mijającą sekundę:-)
I oczywiście biel! Kolor przewodni w moim życiu. Ściany, meble, sofy, tekstylia, takie chcę, by były i niech właśnie one królują-) Przełamać tę swoją biel raz na jakiś czas mam potrzebę. Sięgam wówczas po szarości i beże.
W skrócie, `bielhani` to miłość do mebli i przedmiotów ze swoją własną historią, otoczonych bielą ścian i tkanin, wkomponowanych tak, by tworzyły klimatyczną, miłą do życia przestrzeń:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz