czwartek, lutego 09, 2017

Nieuchwytnie pieścić czas...


Zimno znów bardzo. A już miałam zamiar tarasem zająć się choć troszkę. Na początek śnieg, który nie zdążył stopnieć, zgarnąć. Przemeblować co nieco, dołożyć kilka drobiazgów i nie-drobiazgów. Jednak zimno takie, odbiera wszelkie chęci robienia czegokolwiek na zewnątrz. Poza spacerem może, który w każdych okolicznościach pogodowych jest skarbem:-) A ponieważ dziś bardziej niż kiedykolwiek coś robić muszę, by zająć swoje myśli, krzątać się będę pewnie i kręcić troszkę w kółko. Nie znajdę dla siebie miejsca.
Poczytam, ponucę, to znów powrócę do przemyśleń swoich przeróżnych, wezmę się za coś, by już za chwilkę zająć się czymś innym. Bywają takie momenty, kiedy trudno o wewnętrzny spokój i harmonię myśli...
Coraz bardziej przekonuję się o tym, że jeśli w coś wierzymy, tak z głębi serca, bez zawahania, to to dzieje się, realizuje i sprawdza... I pragnę podzielić się czymś, co mnie samej niesie pomoc, dodaje siły, uwalania myśli, zabiera ciężkie emocje i w rzeczywisty sposób sprowadza płynące z serca wyobrażenia i pragnienia, na... można by rzec, materialny grunt. Pragnę powiedzieć (i chyba żadne to wielkie odkrycie), że cennym darem jest możliwość powierzenia KOMUŚ swoich emocji i myśli. Można to robić w modlitwie, można też prosić o pomoc osobę bliską naszemu sercu, która przeszła już na tamtą stronę. Sama doświadczam tego bardzo namacalnie i żywo. A jeśli coś pomaga mnie, jest dla mnie dobre, pragnę choć napomknąć o tym, że warto... 
Innym moim sposobem na odwrócenie niepożądanych myśli, jest wyobrażanie sobie czegoś przyjemnego dla mnie, miłego, co sprawia mi radość. Ponieważ kocham morze z wielu powodów, często wyobrażam sobie, że przechadzam się brzegiem, woda muska moje stopy, a ja wsłuchana w szum fal, z na wpół przymkniętymi powiekami, chłonę nozdrzami słone, wilgotne powietrze. Kocham starocie i wnętrza, w których mogę coś zaplanować, wkomponować i stworzyć. Zatem to również często widzę w swojej wyobraźni, że stoi oto przede mną przestrzeń starego najlepiej wnętrza, które mebluję i ozdabiam. Są jednak myśli, których nie sposób zagłuszyć w żaden sposób. Tutaj czas jest naszym jedynym powiernikiem i lekarstwem. Zatem pozostaje przetrwać... Dobrze jest w trudnych momentach mieć też nasze tylko miejsce, swoistą przystań, w której możemy się schronić. U mnie jest to pracownia, do której lubię czasem uciec. Może to być kącik z naszymi tyko, cennymi przedmiotami, jaki też ostatnio nie omieszkałam stworzyć i sobie (klik) lub miejsce poza domem - las, jezioro, gdziekolwiek czujemy się dobrze. Myślmy o sobie, chrońmy naszą przestrzeń i nade wszystko siebie, swoje uczucia, wartości, pasje. A na koniec nie porzucajmy wiary, że wszystko jest w zasięgu naszych rąk. Trzeba tylko odważyć się po to sięgnąć 💚 Z całych sił pragnę odnaleźć w sobie tę odwagę... 
A tutaj wstaje dzień:-) Niebo jaśnieje powolutku. Wpatrzona w płomienie świec, z drugą już kawką i czymś słodkim, karmię swoją duszę ciszą, świeżością nowego, budzącego się poranka, chwilą...














Nucąc dziś pana Rynkowskiego, nie zważając na tętniący, pędzący na zewnątrz świat, pieśćmy każdą mijającą sekundę, w zachwycie nad tym, co daje nam budzący się, nowy dzień 😊





~ bh ~





10 komentarzy:

  1. ...
    o jaki ładny uchwyt ma Twoja filiżanka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten uchwyt zachwyca mnie najbardziej:-) Potem sygnaturka, moja ulubiona, cebulowy wzorek i niesymetryczny brzeg, co dziwi, bo u mnie wszystko raczej symetrycznie musi być. Uwielbiam ją. Czuję się wyjątkowo, pijąc z niej kawkę:-)
      Pozdrawiam,
      Hania

      Usuń
  2. Dziewczyno jak to jest, że czytam u Ciebie to co w mej duszy gra...Masz rację w trudnych dla nas momentach warto zwierzyć się bliskiej Osobie...tak ciężko jak jej się nie ma, bo sprawy zawodowe nas poróżniły...nie zostałam jednak sama, jest mój Mąż, moja Córka i moja kochana Mama, ale jest też i mój Anioł Stróż, w którego wierzę i wiem, że mnie strzeże...choć wszyscy odbierają mnie jako osobę bardzo pogodną i ja mam chorą duszę, która cierpi, ale nie daję po sobie poznać...walczę o siebie i własne ja...czas leczy rany i kiedy dbasz o siebie, stajesz się bardziej silna, niezależna...tzw. zdrowy egoizm, który pozwala być Ci silną...dziwne uczucie mi towarzyszy pisząc to wszystko Tobie, ale mam wrażenie, że Ty to zrozumiesz...
    Pozdrawiam Cię i wysypiaj się proszę, bo sen jest bardzo ważny...ja już to przerabiałam...
    Aga z Różanej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie jest:-) Tylko potrzeba czasu by to zrozumieć. Ja już zrozumiałam.
      I tak bardzo się cieszę, że ktoś czuje podobnie, że już może tego doświadczać.
      Podobnie z powierzaniem swoich myśli w trudnych momentach Komuś bliskiemu. To sprawia, że nie czujemy się sami ze swym ciężarem, mamy to poczucie, że Ktoś jest obok i `trzyma naszą dłoń`... I też potrafię uśmiechać się, podczas gdy moja dusza łka z bólu i smutku...
      A z wysypianiem się u mnie tak to jest, że po prostu idę spać z kurami:-) Wstaję zatem, zanim zadzwoni budzik:-)
      Pozdrawiam ciepło,
      Hania

      Usuń
  3. Piękny tekst... zadumałam się... śliczne zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie niezwykłe uczucie, kiedy dowiaduję się, że moje myśli mogą wprawić kogoś w zadumę...
      Bardzo dziękuję:-)
      Hania

      Usuń
  4. Haneczko

    Obiecalam odniesc sie do Twojego wpisu "Moje Miejsce" gdzie napisalas o swojej babci.
    Jak juz wiesz,moja babcia byla prawdziwa goralka z krwi ikosci.Wyszla za maz.Miala jedna corke.Kilka lat pozniej umiera ukochany maz.Gdy corka miala 10 lat,zapalil sie dom u sasiada.Byl drewniany.Dom babci byl blisko i wydawalo sie ze sie zapali.Dziecko tak bardzo sie wystraszylo ze kilka miesiecy pozniej zmarla.Babcia zostala sama.Pozniej poznala kawalera,mojego dziadka.Urodzila piecioro dzieci.Gdy moja mama miala 8 lat,a najmlodsze rodzenstwo 3 miesiace,umiera maz.Mama mi opowiadala byl to bardzo kochany i dobry czlowiek.Mial 42 lata.Byl bardzo religijny.Jako wdowe ludzie babcia poniewierali,nie pomogli w polu,i nocami okradali.Wtedy wdowa bylo to "cos" gorszego.
    Ja u babci bylam tylko trzy razy w zyciu,gdy mialam 5 6 i 7 lat.I wyobraz sobie Haniu ze pamietam wszystko.Rodzice moi byli bardzo zdziwieni i ja sama tez,ze pamietam wszystko z detalami,dzien po dniu, krok po kroku,po dzis dzien.Pamietam kazde pomieszczenie,na kturej scianie stal jaki mebel.Babcia miala kuchnie,sien i biala izbe.Biala izba,byla sypialnia,garderoba i pokojem goscinnym.Pamietam drewniane loze,piekne puchate koldry i duze poduchy z pierza powleczone w biala haftowana posciel.Za szafe sluzyl drag na ktorym wisial owczy serdak,stroj goralski zarowno babci jak i dziadka na pamiatke,goralskie kolorowe husty z dlugimi fredzlami.Byly pieknie poukldane poduszki haftowane haftem ryszlie.Babcia miala malowany kufer,przeznaczony na korale i kosztownosci.Ale babci kufer byl bardzo biedny.Co prawda miala korale biale i czerwone,ale stare,powycierane.W kufrze zamiast kosztownosci byla stara powycierana bielizna,niedzielne ubrania,ale poniszczone,przescieradla lniane ale kazde pieknie pocerowane przez babcie.Mama mi mowila ze ona i jej rodzenstwo tez mieli ubranka pocerowane,posztukowane ze wszystkich stron,ale bardzo czysciutkie.
    W sieni staly kanki na mleko,lub kanki z mlekiem.
    W kuchni natomiast pamietam,poleczke drewniana.Podobna do twojej Haneczko,tylko byla szersza.Na poleczce byly oparte talerze z kamionki w kolorach brazu.Kolory stonowane jak u Ciebie haniu.Byly kamionkowe garnuszki.Pod oknami stala dluga lawa,pobielona lekko, tak jak u ciebie Haniu.Stalo reczne drewniane krosno,gdzie nici po dlugosci sluzyly za osnowe a watkiem byly darte stare ubrania,posciel,...cokolwiek na pasy 5-cio centymetrowe,ktore byly nawijane na czolenko.Mechanizmem przezutowym byly babcine raczki.Nastepnie mechanizmem bidlowym dobijala kazdy wprowadzony watek.Bardzo cieszylam sie ze pozwolila mi,zebym jej pomagala.W kuchni byl wymurowany piec chlebowy,ale i grzal izbe.Nad piecem byl powieszony przypiecek wyozony sloma lub sianem.Spaly tam kotki.Mimo ciezkiej babcinej biedy,kotki i piesek mialy bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamietam,kiedy babcia piekla chlebek,piekla cztery bochenki,ale bardzo duze.Robilam z babcia maslo w kierzance.Zapach pieczonego chlebka unosil sie w calym domku.Swierzo ubite i wielokrotnie oplukane maselko plus chlebek niebo w buzi.Sa to zapachy i smaki mojego dziecinstwa.Do dzisiaj je czuje.Jest to piekne uczucie.Pamietam,ze czestym posilkiem byly grule z siadlym mlekiem.Byly podane na duzej drewnianej misce.Na srodku byly grule bardzo gorace,a wokol bylo nalane mleko zsiadle temperatury pokojowej.Mleczko tez bylo wczesniej wlane do dzbanka.Ty haniu masz podobny.Jadlo sie drewniana lyzka.Bylo to bardzo piekne i nie zapomne tego do koncz zycia.Chyba musze zadbac o taka zastawe,poniewaz nie bedzie slychac stukotu sztuccow o talerze.Byl tez kolowrotek,na ktorym babcia przadla welne,ale mnie to nie wychodzilo,chociarz 7 letnie dziewczynki na wsi juz umialy.Robila oscypki,ale nieduzo,poniewaz potrzeba bylo duzej ilosci mleka.
    Babcia ukladala wiersze na poczekaniu.Jakktos stanal,podniosl reke,zrobil jakikolwiek gest,babcia miala juz wiersz.Pieknie spiewala.Gdy byla na weselu,muzykanci nie mieli szans.Przyspiewkami przebijala wszystkich.Wiesc o mojej babci poszla az do Krakowa.Pewni bardzo dobrzy muzykanci z Krakowa,chcieli sie z babcia zmierzyc.Babcia zgodzila sie.Przyjechali po nia saniami z krakowa.Byla ciezka zima.Poowijali ja w skory, zeby sie nie przeziebila.Gdy juz dotarli,bylo wesele,zaden muzykant babci nie zagial.Kazdy wymiekl i w obecnosci wszystkich weselnikow babcie przeprosili.Chcieli placic,ale babcia nie przyjela pieniedzy.Nie chciala.Chciala sie sprawdzic.Dostala bardzo duzo jedzenia.Cieszyla sie ze dzieci"cos"dobrego pojedza.Byla bardzo biedna ale bardzo chonorowa.
    Jak pojechalam trzeci raz gdy mialam 7 latbabcia zaniewidziala.Bylacalkiem slepa.Ja patrze,a babciunia poszla pielic buraki.Mowie do niej...babciu przeciesz powyrywasz te buraki a ona na to"no cos ty Basiu chwost jest maluĆki,a liscie burakow duze.
    Zawsze kazala mi wejsc do swojego lozka i spiewala mi piekne piosenki.Jak sie poruszylam byl gotowy wierszyk i to nie jeden.Tego po babci nie posiadlam. A szkoda.
    Przez wioske plynie potok.Chodzilam z babcia prac.Kladla posciel na kamieniu i okladala ja kijanka-kawalek deski zraczka.Pralo sie w lodowatej wodzie.Wpotokach nigdy woda nie nadrzeje sie,poniewaz wartko plynie.Jest zawsze lodowata.Maglowala drewniana maglownica.Byl to plaski kawalek drewna ok.80 cm dlugi.Zjednej strony pokryty szerokimi karbami i zakonczony uchwytem.Oraz walkiem ok.50 cm. dlugosci.Bbielizne odpowiednio ulozona nawijalo sie na walek.Gdybylo zbyt sucho nalezalo zwilzyc.Babcia nabierala wody w usta i prychala na bielizne.Maglownica obracalo sie walek. ale tym razem tylko sie przygladalam.Babcia maglowala poszwy,przescieradla,obrusy,reczniki i serwety.Po zlozeniu ukladala w kufrze.Delikatniejsze rzeczy prasowala zelazkiem z dusza.Dusza to kawalek zeliwa,ktury rozgrzewala do czerwonosci w palenisku w piecu kuchennym.Pozniej wkladala do zelazka

    OdpowiedzUsuń
  6. Chodzilysmy na jagody.Moze nie bylo tak daleko ale caly czas pod gore.Ja uzbieralam kwaterke a babcia 8 litrowe wiadro.Piekla pyszne buleczki,gotowala zupe jagodowa z makaronu ktury zrobila sama.Ubabci bylam tylko trzy razy wzyciu.Byly to ciezkie czasy.Jezdzily pociagi ciuchcie ponad 16 godzin do Zakopanego.Trzeba bylo na nogach wejsc na Gubalowke a potem isc po skosie przez pola z Gubalowki.Bylo strasznie ciezko.Mama mnie zawiozla jednego dnia,zostawila mnie,a nastepnego dnia wrocila do domu.Bylam poltora miesiaca w wakacje.Mama nie mogla pozwolic sobie,jechac do swojej mamy,bo nie miala z kim zostawic swoje dzieci.
    Do dzisiaj zastanawiam sie nad jedna rzecza,zadaje sobie pytanie i nie znajduje odpowiedzi.Babcia miala tak ciezkie zycie.Bardzo ciezko pracowala.Miala gospodarke.Byly krowy,kilka baranow,trzy swinki,kawal pola,na ktorym rodzila sie tylko trawa.Byla sama.Wychowywala piecioro dzieci.Ale w ciagu dnia zawsze spiewala,byla bardzo wesola,pieknie witala ludzi"Szczesc Boze,zawsze jak ja ktos odwiedzil poczestowala kawa zbozowa,mowila wierszem.Nigdy nie przeszkadzaly jej dzieci sasiadow,chociaz zwoich bylo sporo.Bez zadnej pomocy.Jej spiew unosil sie daleko.Niktby nie powiedzial ze ona cierpi.Ale do konca swoich dni plakala nocami.Nawet wtedy gdy dzieci wyfrunely zgniazda,i gdy ja malenka obejmowalam ja raczkami rano tulilamsie,calowalam ja,odkrylam ze zawsze jest mokra poduszka.Gdy powiedzialam ze podusia mokra,odpowiedziala ze wlala wode.Ale ta podusia byla mokra kazdego dnia.Nigdy juz nie chciala i nie miala zadnego Pana.Nie chciala,chociaz pozniej zabiegali o nia,Byla ladna kobieta,do smierci nie wysiwiala.Wlosy miala czarne jak kruk.
    Dlaczego nie okazala slabosci?.Nigdy nie zaplakala przy kims?dlaczego?Tego nikt sie nie dowiedzial.Nawet moja mama.A Ty Haneczko umiala bys mi to wytlumaczyc?
    Zmarla gdy miala 86 lat.Przepiekna postac,bardzo ciekawa ourokliwym wnetrzu,godna milosci.A skad ja brala? Bo dawala bardzo duzo.Mysle ze nie dzielila milosci tylko milosc w niej narastala.

    Haneczko!

    To jest obraz mojej babci,kochanej babci.Takismutny,ale duzo w nim piekna,dobroci i milosci.Tak sie rozpisalam.Ale nie ukrywam"placze".Znalam babcie tak krotko, a wydaje mi sie ze znam ja cale zycie i to bardzo dobrze.
    Niektore zjawiska tak ciezko zrozumiec a jeszcze trodniej wytlumaczyc
    Moglabym pisac jeszcze wiele wiecej ale nie chce juz meczyc.

    Historie ludzkie zyciem pisane.

    Haniu pozdrawiam serdecznie.Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Basiu Kochana! Przeczytałam Twoją historię już dawno, kilka razy... Odpisuję dopiero teraz, nie potrafiłam ze wzruszenia nic napisać. Wciąż jestem przejęta i chcę Tobie powiedzieć, że mało mi `Ciebie`, mam niedosyt, pragnęłam wciąż jeszcze czytać...
    Basiu, opowiedziałaś piękną, życiową historię. Tyle w niej Twoich uczuć, emocji, pięknych wspomnień... Zapisanych tak głęboko w sercu. Te właśnie najcenniejsze przeżycia, zapisują się najmocniej w naszej pamięci. Nawet te pojedyncze, nieliczne.
    Ukazałaś obraz Twojej kochanej babci - dobrej, radosnej, pracowitej, kochającej osoby. O pięknej duszy i ciepłym sercu. Otwartej na innych, spragnionej życia, pięknie śpiewającej i układającej i recytującej wiersze. Była bardzo silną kobietą. To mogę powiedzieć bez zawahania. Skąd płynęła Jej siła? Myślę, że po prostu kochała życie, wszystko co robiła, wypływało z Jej wnętrza i serca. Dzień wypełniony po brzegi pracą i obowiązkami, na które nie uskarżała się, które z bijącym sercem wypełniała, zajmował Jej myśli, dawał satysfakcję i radość. Kiedy nastawała noc, a z nią cisza, pozostawała sama ze sobą, ze swoimi myślami, tęsknotami, wspomnieniami... Bo one przecież w niej żyły. Życie przyniosło Jej wiele bardzo trudnych momentów, które na zawsze już pozostawiły ślad w Jej sercu. Cierpiała jej dusza, sama zadawała sobie pewnie wiele pytań, na które szukała odpowiedzi. I nawet jeśli chciałaby zwierzyć się komuś, mogła nie znajdować słów na wyrażenie swoich uczuć i emocji. BO czasem po prostu nie potrafimy tych słów znaleźć. Kiedy nastawał poranek, budził się nowy dzień, a wraz z nim jej piękne serce wypełniała znów chęć życia, radość z codziennych rzeczy... Basiu, Twoja kochana Babcia była Kimś bardzo wyjątkowym. Tak wiele możemy czerpać z niej. Masz wielkie szczęście, że mogłaś Ją poznać, spędzić z nią czas i zachować w sercu takie piękne, bezcenne wspomnienia.
    Basiu, całym sercem dziękuję Tobie za tę opowieść. Czekam tutaj na każde Twoje słowo. Jestem wdzięczna i czuję się bardzo wyróżniona.
    Gorąco Ciebie pozdrawiam i tulę...
    Hania

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger