środa, sierpnia 02, 2017

Tyle czeka i nieplanowanie sporo się dzieje


Nie  mogę na początek nie westchnąć choć z zachwytu nad dzisiejszym brzaskiem... To jak nierzeczywisty obraz, wprost z baśni czy też  spod pędzla mistrza, któremu nie sposób oddać nawet namiastki wyjątkowości budzącego się dnia...
Zapatrzona w zmieniający się obraz za moim oknem, wzdychałam w niedowierzaniu. Bo to zaledwie moment. Już po chwili niebo przybrało spokojną, szaro-niebieską barwę...





Myślę, że nie bez powodu. Na tle tak subtelnie pastelowym,  wschodzące słońce błyszczeć mogło niczym gwiazda...



I gdybym spośród wszystkich  cudowności świata miała wybrać tę jedną jedyną, niezmiennie byłby to spektakl budzącego się dnia...

A dziś popadłam w mały trans:-)
I przy tej okazji zaoszczędziłam też sporo!
Zamierzałam jedynie przemalować moją ulubioną, imitującą rdzę farbą,
klamkę u drzwi wejściowych w pracowni... 


...by na tę chwilę przynajmniej brzydka nie była, a choć neutralna. Skończyło się na wszystkich klamkach okiennych i drzwiowych, które docelowo bardzo chciałabym wymienić na stare. A i wyłączniki świetlne, o których wymianę doprosić się nie mogłam, a sama rzecz jasna, nie znam się na tym zupełnie, również przyjemnie, jakby stare już:-)
I tak właściwie wymieniać ich nawet nie ma potrzeby, 
bo ładnie jakoś prezentują się teraz:-)
Klamek też póki co nie poszukuję, chyba że same wpadną mi w ręce przy okazji i niedrogo:-)

W domu zaś czekają przywiezione z wczorajszego bazarku Limy - na suszenie, ogórki, w wiadomym celu i patison przeuroczy m.in.:-)











Przy porannej zaś kawce, przeglądając jedną z Toskańskich moich książeczek, zainspirowałam się bardzo takim oto wyposażeniem spiżarni, ale zmierzać w tę stronę nie zamierzam, choć w zeszłym roku sporo pomidorowych przetworów powstało u mnie.
Może dorównałabym nawet tej pięknej scenerii...
Popatrzeć zawsze miło:-)





A suszenia pomidorów nie przemyślałam do końca. Duszno przecież i parno, a tutaj piekarnik na kilka godzin uchylony powinno się pozostawić... Jednak na samą myśl o nich przełykam ślinkę:-)
Wychodzą wyśmienite, bardzo polecam.
Pozostawić chciałabym przy tej okazji ślad z zamierzchłego mojego, pomidorowego wpisu, gdyby ktoś skusił się pomimo temperatur albo i na przyszłość, na tę godną polecenia, smakowitą zachciankę, ale mam problem z jego znalezieniem. 
Pamiętać warto przy okazji, iż pomidorki po obróbce termicznej zdrowsze są i wartościowsze:-) Można jeszcze pokusić się o suszenie na słońcu. Pogoda sprzyja, zatem niewykluczone, że wypróbuję tę sposobność.
Jedyne utrudnienie, to czas suszenia (od dwóch do pięciu dni). Należy zabezpieczyć pomidorki przed owadami, ochraniając je gazą umocowaną na stelażu, tak by nie dotykała miąższu. Na noc chronimy  je w domu.
Ale jeszcze sporo czasu na takie pomidorowe szaleństwa.
Ja zwyczajnie wielką mam na nie ochotę:-)


A wczoraj, w drodze do domu, odkryłam stację radiową 
z muzyką minioną...
I to oto tango towarzyszyło mi przez moment:-)
Tyle, że chyba w wykonaniu Very Gran.


Z sentymentem wchodzę zawsze w ten niezwykły, 
przeszły świat muzyki,
która dotyka jakby innych strun, porusza inną wrażliwość...
Miłego słuchania zatem życzę:-)

~ bh ~




2 komentarze:

  1. I pomyśleć ,że co dnia natura urządza taki spektakl ,zawsze inny i zawsze równie piękny.Nie zawsze my mamy czas ,żeby się zatrzymać i go podziwiać . . .Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Tobie i ja czasem oglądam takie piękne widoki:))))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 bielhani , Blogger