Na początku była kołyska.
Potem pojawił się konik na kółkach.
W formie, którą zastajemy dzisiaj, zaistniał w XVII wieku.
Któż będąc dzieckiem, nie marzył o takim :-)
I szczęście, jeśli to marzenie mogło się ziścić.
Obecnie kojarzony już nie tylko z dziecięcą zabawką, przybrał rolę dekoracyjną.
I znów mogłabym śmiało powiedzieć, że to kolejna moja starociowa słabość:-)
i choć mam ich zaledwie kilka, jakże cudownie zdobią moją przestrzeń swoim uroczym widokiem.
Konik na biegunach.
A ten oto konik może nie bujany i nowy, ale ma dla mnie wartość sentymentalną, ponieważ to prezent od kogoś, kogo lubię i cenię:-)
W dodatku przypina mi jednorożca:-)
Na ostatniej giełdzie na Szombierkach, taki oto drogi dość, zwrócił moją uwagę:
No i skoro o kołysce napomknęłam na wstępie,
oto zakupiona dawno temu stara, przeurocza kołyska właśnie:-)
A nabyłam ją bez żadnego konkretnego powodu, tzn był jeden: była po prostu piękna:-)
I jeszcze jeden miły akcent:-)
Wczorajszego dnia na bazarku zakupiłam ... rozchodnik.
Śliczna bylinka o niespotykanych,mięsistych liściach i bujnym kwiatostanie.
Tak miło jakoś, kiedy pojawia się coś nowego, czy to kwiat czy dekoracja :-)
Nie może też zabraknąć internetowych inspiracji :
Muzycznie nie sposób nie dołączyć piosenki o tym wdzięcznym tytule:
"Konik na biegunach"
Pięknego weekendu wszystkim życzę :-)
~ bh ~
No nic jak kolejne "skarby z kuchennej szafy". Piękne te twoje koniki zwłaszcza ten szary, z inspiracji podoba mi się ten brązowy z podniesioną nogą. Pozdrawiam Iwona J.
OdpowiedzUsuń