czwartek, września 01, 2016

Cudowna Audrey


W wolnej chwili wczoraj, podczas popołudniowej kawki, przeglądałam wnętrza w swoich magazynach wnętrzarskich i to zdjęcie sprawiło, że zapragnęłam na moment zatrzymać się przy postaci Audrey Hepburn. Powróciłam do cudownej piosenki "Moon River" i filmów, w których grała. A wieczorem planowałam obejrzenie po raz... któryś już "Śniadania u Tiffany`ego", dzień jednak zbyt szybko mija. Może dzisiaj zatem się uda :-)
Tak bardzo urzeka mnie wdzięk, styl i ten uroczo-kokieteryjny, zabawny sposób bycia Audrey. Za to też pokochała ją publiczność, dzięki swemu urokowi właśnie zagrała u boku Gregory`ego Pecka 
w "Rzymskich wakacjach", choć tę rolę przypisywano wcześniej Merylin Monroe. Za ten film nagrodzono ją Oscarem w kategorii - dla najlepszej aktorki. Audrey jednak kojarzona jest przede wszystkim 
z rolą call-girl w "Śniadaniu u Tiffany`ego". Tą rolą zapisała się 
w historii kina, a wizerunek tutaj wykreowany - słynna mała czarna, do niej perłowa biżuteria i duże przeciwsłoneczne okulary, 
a wszystko podkreślone subtelnym makijażem, należy do najbardziej kultowych kreacji w historii kina i mody. I już na zawsze obraz Audrey wpatrującej się w witrynę najsłynniejszego wówczas sklepu jubilerskiego u Tiffany`ego, pozostanie w pamięci każdego wielbiciela piękna i stylu, choć nieco dla kontrastu z papierowym kubkiem kawy 
i drożdżówką, której zresztą nie chciała zjeść za nic w świecie. Zaproponowała ponoć zjedzenie loda zamiast niej, to jednak nie spotkało się z aprobatą ze strony reżysera:-)


Wyznanie Audrey po latach kariery aktorskiej, mówi wiele o jej charakterze i skromności, pomimo sukcesu jaki odniosła:
`Poproszono mnie żebym grała, kiedy nie umiem grać.
 Poproszono mnie, żebym śpiewała, kiedy nie umiem śpiewać. 
 Poproszono mnie, żebym tańczyła, kiedy nie umiem tańczyć.`
Była ikoną stylu, elegancji, piękna i kobiecości, sama jednak nie dostrzegała swojego blasku. Nie miała też ambicji bycia wielką gwiazdą. A jednak stała się najlepiej opłacaną aktorką swojego pokolenia. Urodziła się w 1929 roku w Brukseli. Pochodziła z dobrego domu. Jej matka była arystokratką. Ojciec uchodził za doradcę finansowego. Podobno był to nieszczęśliwy związek. Rodzice Audrey rozwiedli się kiedy miała sześć lat. W wieku 10 lat, jej spokój zaburzył wybuch wojny. Był to dla niej i jej rodziny bardzo trudny czas. Przeżyła głód i biedę, które odbiły się na jej zdrowiu. Cierpiała na anemię 
i niewydolność oddechową. Przez grono znajomych, przyjaciół 
i współpracowników postrzegana była jako miła, ciepła i życzliwa, 
a przy tym bardzo pracowita i o silnym charakterze osoba.
W pewnym momencie porzuciła karierę aktorską, by poświęcić się pracy humanitarnej. Została ambasadorem dobrej woli UNICEF. I choć nie dowierzano, że potraktuje to poważnie, Audrey oddała się tej działalności bez reszty. Jej życie emocjonalne przechodziło przez różne okresy. Wychodziła za mąż dwukrotnie. Pierwszym mężem przez 14 lat był aktor i reżyser, drugim zaś, 13 lat - włoski psychiatra. Nie były to udane małżeństwa. Z tych związków miała dwóch synów. 
I pomimo, iż związała się z aktorem Robertem Woldersem, 
z którym była już do końca, mężczyzną jej życia był wieloletni przyjaciel Hubert de Givenchy, projektant i kreator jej filmowych kreacji. On też wspierał Audrey do końca jej dni. Niósł trumnę z jej ciałem 23 stycznia 1993 roku.

Dziś piosenka, która pozostała w filmie tylko dzięki uporowi 
i jednocześnie nieodpartemu urokowi Audrey. 



Pozostając w tym cudownym klimacie, 
życzę wszystkim pięknego pierwszego dnia września :-)



~ bh ~




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 bielhani , Blogger