Wahałam się też z wyściubieniem nosa spod kołdry. Cieplutkiej, bezpiecznej, mięciutkiej...
W takie chłodne dość poranki i do tego jeszcze wolne, zwyczajnie pozostaję w moim łóżkowym zaciszu nieco dłużej:-) Czasem! Ale jednak. Taki błogi półsen, bez presji wszelakich, szkolnych głównie, miły bardzo. Równie pożądany, co ciche, wczesnoporanne, moje tylko chwile z filiżanką kawki i wschodem słońca za oknem, którego ostatnio doświadczać nie jest nam dane.
Chmury, chmury, chmury... Każdego poranka ostatnio wyczekuję momentu, kiedy dojrzeć można już zarys jaśniejącego nieba z nadzieją, że może dziś, może zobaczę kilka niteczek, a potem to cudowne okrągłe cudo wznoszące się ku górze. No cóż, jeszcze nie tym razem...
Aż boję się pomyśleć, jak przetrwać ten cały chłodno-pochmurny czas. Trzeba będzie skupić się bardziej na tym co w domu. Na przyjemnościach przeróżnych. Może by tak redaktorzy naczelni magazynów wnętrzarskich na przykład, w okresie słoty i całej tej jesienno-zimowej szarugi,
z comiesięcznych realizacji przeszli na takie tygodniowe:-) Jejku, to byłoby coś:-)
Zatem moje grymaszenie co do zawartości niektórych z nich pozostawiam na słoneczne dni.
`Dziś` zakupuję Werandę i Art&Decoration bez zaglądania i przeglądania przed nabyciem.
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma:-) Tudzież, rymowanka wcześniejsza nieco:
gdy nie mamy co kochamy, trzeba kochać to, co mamy:-) To drugie, bardziej zaangażowane emocjonalnie, a i osobowe po prostu powiedzenie, przekonuje mnie bardziej i tego postanowiłam się trzymać:-)
A mam... jesienny, kolorowy las o kilka kroków stąd, pracownię, która doczekała się porządków
i zaprasza mnie i kusi wszystkim, co na zabiegi malarsko-szlifierskie czeka. A i samo to co na tę pracownię się składa, a raczej tworzy ją i zdobi, już przywołuje uśmiech i chęć po prostu przebywania tam częstego. Do archiwów werandowych i innych przeróżnych, wnętrzarsko-dekoracyjnych czas będzie pozaglądać. W kominku ogień rozpalić, a potem z kubkiem herbaty
z cytrynką i imbirem spocząć na podłodze i wpatrywać się w tańczące płomienie...
Sklepy ciuchowo-butowe, które w lecie mogą dla mnie nie istnieć, przypominają o swoim istnieniu:-)
Piekarnik znów rozpocznie pracę na cały etat. I tak minie może szybciej niż boję się myśleć ten czas cały, zimny i niemiły. I może ani się obejrzę, a w zachwyt wprawią mnie tulipany białe, a wraz z nimi ciepło i blask wiosennego słońca:-) A zatem oto nastaje czas rzeczy miłych! Niech nastawienie będzie moim zwycięstwem nad tym, czego nie chcę, nie lubię, co pragnę przeczekać...
A miłych rzeczy nie brak, w necie na przykład. Zatem kilka migawek na dobry miłego początek:-)
Takie tam dekoracyjne i wnętrzarskie urocze co nieco...
Pastelowe akcenty.
I znów dekoracyjnie drzwi:-)
Biel podłogi i ścian, a z nią drewniane i wiklinowe akcenty:-)
Stare, odrapane okiennice, zawsze i wszędzie...
Jak nie lubiłam gipsówki, tak już lubię:-)
Romantycznie:-)
I takie miłe zawartości szafeczek i półeczek:-)
I z góry przepraszam, ale takie oto obrazy, w środku zimy nawet pojawiać się tutaj będą...
To taki nieśmiały upust tęsknocie za latem.
Naprzeciw muzycznie wychodzi nam Kate Melua z najnowszym albumem "In winter".
Ciepły, spokojny, nastrojowy, delikatny w brzmieniu, z nieorkiestrowym akompaniamentem ,
a jedynie z gitarą i fortepianem w tle.
Pierwszy utwór jedynie zaskakuje nieco, a i później akompaniament chórku gruzińskiego
zdaje się dominować lekko nad samym wokalem, jednak wprawia tym samym w lekko świąteczno-kolędowy nastrój. Zimowy po prostu:-) To też powrót do korzeni niejako, bo Gruzja właśnie jest miejscem narodzin Kate Melua. I właściwie słuchając tej płyty czuje się atmosferę zimy
z opadającymi płatkami śniegu za oknem i ciepłem kominka tuż przy twarzy...
Ja tę płytę zakupię z wielką chęcią:-)
A i polecam `Komuś` z pewnej przemiłej, gruzińskiej restauracji...:-)
Miłego słuchania życzę i pełnego rzeczy miłych weekendu całego :-)
~ bh ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz