Mój wczorajszy dzień upłynął pod znakiem lawendowych zabiegów,
tj przycinania, a właściwie ścinania kwiatów, które wyblakły
i obeschły od zbyt ostrego słońca.
Oto moje poczynania...
To już mniej urokliwy widok, ale żywię ogromną nadzieję, że moja lawenda zdąży jeszcze zakwitnąć, wszak okres kwitnienia trwa aż do końca września. Zatem wstrzymuję oddech:-)
Oto, jak niewiele jej potrzeba...
W moim ogrodzie króluje odmiana wąskolistna, ta też najlepiej przyjmuje się w naszym klimacie. W niektórych miejscach sięga
(a właściwie sięgała jeszcze wczoraj) do 60,70 cm wysokości:-)
I gdy tylko wspominam czasem, jaka maleńka była jeszcze nie tak dawno... Obecnie, tj po trzech latach, powstał piękny, aromatyczny żywopłot, do którego w słoneczne dni przybywają niezliczone ilości owadów:-) Cudownie wówczas zatrzymać się na moment, zachwycić tym niepowtarzalnym widokiem, wyjątkowym zapachem i nieustającym bzyczeniem tych kochanych stworzonek...
Lawenda uwielbia słońce, wszak rodem z południa Europy.
U mnie też najpiękniej prezentuje się od strony południowej.
U mnie też najpiękniej prezentuje się od strony południowej.
Jest mało wymagająca. Nie należy jej przelewać czy tez nadmiernie nawozić. Wystarczy słoneczne, raczej suche miejsce i regularne przycinanie. Wówczas zaskoczy nas swoim przyrostem.
Lubi glebę zasadową, czasem zasiloną kompostem. Wodę należy dostarczać bezpośrednio na korzeń, nie lubi zraszania liści ani też stania
w wodzie. Choć ja, przyznam się, czasem przy okazji podlewania innych kwiatów, zraszam ją delikatnie, by poczuć jej woń:-) Przed tym aromatem, na nasze szczęście drżą jak wiadomo mole
i komary:-) Zimuje bez problemu w naszych warunkach klimatycznych.
w wodzie. Choć ja, przyznam się, czasem przy okazji podlewania innych kwiatów, zraszam ją delikatnie, by poczuć jej woń:-) Przed tym aromatem, na nasze szczęście drżą jak wiadomo mole
i komary:-) Zimuje bez problemu w naszych warunkach klimatycznych.
I myślę sobie, co z taką ilością ściętej lawendy począć?:-)
Zrobiłam kilka bukiecików...
... dwa wianki:-)
W dwóch słojach, które najpewniej trafią do łazienek, ułożyłam pociętą lawendę i zamiast wieczka nakryłam serwetką:-)
Wypełniłam tez jeden kosz wiklinowy, który pozostawię w kuchni:-)
Pachnie tak pięknie w całym domu:-)
Pomyślałam też o olejku lawendowym. Ma cudowne właściwości - m.in. działa uspokajająco, rozluźniająco, ułatwia zasypianie ( kilka kropel na poduszkę lub może lepiej na bawełnianą ściereczkę to sprawi. Podobnie zadziała woreczek z zasuszonymi kwiatami lawendy ułożony tuż przy niej. Dodatkowo rozładowuje znużenie i zmęczenie ( gdy spryskamy delikatnie twarz wodą lawendową ).
Pomaga również w migrenowych bólach głowy ( wystarczy lekko natrzeć skronie olejkiem ). A i domowe SPA można przygotować z rozluźniającą, relaksującą kąpielą z naparem z lawendy lub kilkoma kroplami olejku wpuszczonymi do wanny :-) Do tego lampka dobrego wina i... wszelkie napięcia ostatnich dni niezauważalnie ustępują miejsca miłemu, błogiemu nastrojowi.
A oto jak łatwo i szybko przygotować swój własny olejek lawendowy:
w słoju układamy kwiaty lawendy ( ja wykorzystałam kwiaty wraz
z łodygami - trochę z lenistwa ) i zalewamy podgrzanym wcześniej olejem np migdałowym lub zwyczajnie oliwą z oliwek, ja dodałam troszkę ryżowego, bo taki też akurat miałam pod ręką ). Odstawiamy zakręcony szczelnie słoik na ok 30 dni w ciemne, chłodne miejsce. Potrząsamy codziennie, a po upływie miesiąca przecedzamy dokładnie. Powstały olejek przelewamy do buteleczki i voila :-) Mój już się produkuje :-)
Polecam gorąco!
I znalazłam kilka lawendowych inspiracji:-)
Znów dekoracyjną:-)
Pomaga również w migrenowych bólach głowy ( wystarczy lekko natrzeć skronie olejkiem ). A i domowe SPA można przygotować z rozluźniającą, relaksującą kąpielą z naparem z lawendy lub kilkoma kroplami olejku wpuszczonymi do wanny :-) Do tego lampka dobrego wina i... wszelkie napięcia ostatnich dni niezauważalnie ustępują miejsca miłemu, błogiemu nastrojowi.
A oto jak łatwo i szybko przygotować swój własny olejek lawendowy:
w słoju układamy kwiaty lawendy ( ja wykorzystałam kwiaty wraz
z łodygami - trochę z lenistwa ) i zalewamy podgrzanym wcześniej olejem np migdałowym lub zwyczajnie oliwą z oliwek, ja dodałam troszkę ryżowego, bo taki też akurat miałam pod ręką ). Odstawiamy zakręcony szczelnie słoik na ok 30 dni w ciemne, chłodne miejsce. Potrząsamy codziennie, a po upływie miesiąca przecedzamy dokładnie. Powstały olejek przelewamy do buteleczki i voila :-) Mój już się produkuje :-)
Polecam gorąco!
I znalazłam kilka lawendowych inspiracji:-)
Dekoracyjną:-)
Jakoś urzekła mnie ta lawendowa kula:-)
Niekoniecznie z niebieską wstążką, ja widziałabym zwykły sznurek lub bawełnianą koronkę. Poduszki w tle oczywiście z nici,
dziergane na szydełku!
A takie lawendowe bombki?:-)
Lawenda w środku zimy w naszym domu:-)
Kulinarną:-)
Przepis na lawendowe ciasteczka można znaleźć tutaj .
Znów dekoracyjną:-)
I takie wyczucie aury miałam:-) Bo dziś tutaj od rana deszcz
i chmury...
Choć gdzieniegdzie nieśmiało zaczyna wyzierać zza chmur słońce:-)
W domu cudowny zapach lawendy wszechobecny:-)
A w tle może pani Jarocka np?:-)
I tak pachnąco i śpiewająco,
wciąż jeszcze porannie pozdrawiam wszystkich:-)
~ bh ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz