Wczorajszy dzień stał się zaczątkiem niemałych rewolucji w moim
domu:-) W tym bardzo pozytywnym znaczeniu! Sypialnia tym razem, stała się obiektem moich poczynań :-) I jakoś tak zawsze u mnie jest, że ten pierwszy krok... pociąga za sobą następne. To jak natchnienie:-) Długo, długo nic. Mebli czekających na dotknięcie szlifierki
i pędzla już cała góra. Nowych wciąż przybywa... A ja podchodzę raz, drugi i trzeci... Coś jednak mówi mi, żeby zająć się czymś innym,
i chęci takie sobie... I wystarczy jeden impuls, mała iskierka, a już lawinowo... dzieje się tak wiele.
I dziś, siedząc sobie przy porannej kawce, odczuwam niemałą satysfakcję, bo w przeciągu dwóch dni, jedna nowa i jedna zalegająca już od jakiegoś czasu półeczka, trafiły w nowej, pięknej ( dla mnie ) odsłonie w należne im miejsca:-) Jednak zdjęcia tej sypialnianej metamorfozy, zamieszczę przy okazji następnych wpisów, na przemalowanie czekają jeszcze parapety, a i komoda nie dokończona. Jestem jednak dobrej myśli i kuję żelazo póki gorące:-) Wykorzystuje swoją energię i chęci, na tyle na ile tylko mogę.
A tak na marginesie, jestem też bardzo podatna na tego typu aktywność
u innych. Kiedy czytam, czy przeglądam tematy i zdjęcia o przemianach wnętrz mieszkań i domów, wstępuje we mnie nowa energia i nieodparta chęć, by troszkę u siebie podziałać. Natychmiast:-)
Swego czasu namiętnie śledziłam programy o metamorfozach ekstremalnych powiedziałabym, gdzie przysłowiowe `nory` zamieniały się w piękne, klimatyczne wnętrza. Czy też takie, o porządkowaniu domu. Moim numerem jeden była brytyjska wersja Perfekcyjnej Pani Domu, w której gospodynią była pani Anthea Turner. I ten jej bajecznie piękny dom... Wzdychałam przy każdym najmniejszym zbliżeniu jego klimatycznych, perfekcyjnie czystych i nienagannych wnętrz. W tak dużym domu, wszytko dopięte na ostatni guzik. Nie tylko na pierwszy rzut oka. Każda szafeczka, każde jedno pomieszczenie mieszkalne i... techniczne, każda szczelinka, bez zarzutu. Do tego pełne ciepłych dodatków: koszy i kwiatów... Pamiętam lekcje składania koszul, t-shirtów, ręczników... Zaginanie końcówki papieru toaletowego po każdym użyciu. Niemal od linijki ułożone ubrania w szafach, nieprzypadkowo - wg koloru czy przeznaczenia. I kuchnia. Tam dwie lodówki - niemałe, a w nich przetwory, zamrożone owoce i własnoręcznie przygotowane potrawy, zamknięte w pięknych, harmonijnie ułożonych pojemnikach. Dla mnie ideał niedościgniony. A dla kontrastu, dwie panie domów nie tak perfekcyjnych, uczą się zasad prowadzenia domu. I nawet znalazłam filmiki:-) Jejku, chętnie wrócę na moment do tych wnętrz...
Oto one: tutaj i tutaj. Jest ich sporo na YouTube.
Ten podziw potęgował u mnie wizerunek samej gospodyni. Zawsze uśmiechnięta, z nienagannie ułożoną fryzurą i długimi, zadbanymi paznokciami, popadałam w kompleksy. Ale też wywalałam wszystko
z szaf, odkładałam to co niepotrzebne, dobierałam kolorami..., układałam, czyściłam, polerowałam... :-)
Tyko, że to zajmowało tyle czasu... A czekało tak wiele tych codziennych, niezbędnych, domowych czynności i prac. Zastanawiałam się wówczas nad sobą i wątpiłam w swoją wartość, jako gospodyni własnego domu. Dążyłam jednak ze wszystkich sił, na miarę swoich możliwości, do mojego ideału i w efekcie... moje osiągnięcia sprawiały mi wielką radość... Aż do momentu, kiedy wszystko po niedługim czasie wracało do punktu wyjścia, czyli wymagało znów... uporządkowania :-)
Dzisiaj już potrafiłabym zachować dystans do tego programu, dziś wiem, że to po prostu show, z którego jednak można bardzo wiele wynieść dla siebie.
A dom idealny... to dla mnie taki, w którym pachnie i czeka ułożone na paterze, na dużym, kuchennym ( białym ) stole - ciasto... drożdżowe
z kruszonką np:-). W starym, dużym słoju - polne albo z własnego ogrodu - kwiaty. Przy tym stole toczą się rozmowy, pije się pyszną kawę. Dookoła panuje ciepły, miły klimat... Jest czysto.
W piekarniku ( albo najlepiej piecu ), piecze się chleb na zakwasie. Przed domem na werandzie, w słońcu wygrzewa się pies, a w ogrodzie pachną róże, lawenda i zioła... To taki wymarzony dom w sensie
i wnętrza i tej duchowej ostoi, do której zawsze wraca się z tęsknotą i biciem serca... A tym sercem domu był dla mnie zawsze duży stół, najlepiej w dużej, przestronnej kuchni, w której toczy się większość życia. I tak bardzo lubię patrzeć na takie właśnie obrazy wnętrz,
z ciepłymi, najlepiej wiejskimi kuchniami...
Mam też kilka ulubionych kuchni z filmów, do których lubię powracać:-)
Jedna z nich, dla mnie chyba nr 1, to ta z filmu "To skomplikowane"
z moją ulubioną Meryl Streep w roli głównej:
Tak miło było patrzeć, jak krząta się w niej i wyczarowuje fantastyczne dania i przysmaki:-)
I ten ogród...
Achhh ...
Inna, to ta z filmu "Holiday", zresztą cały domek w stylu cottage jest przeuroczy:-)
I jeszcze " Masz wiadomość ".
i ta klimatyczna księgarenka...
Trudno o niej nie wspomnieć, nawet przy okazji... kuchennych wnętrz:-)
I "Lepiej późno niż później".
A w nim aktor, którego wprost uwielbiam - Jack Nicholson.
Wnętrza właściwie całego domu są tam ładne, przytulne i ciepłe.
Polecam też same filmy, lekkie, może bez jakiegoś większego przekazu, ale miło się je ogląda:-)
Bo przecież... o miłości:-)
Wspaniałego dnia, pełnego pięknych `obrazów`, nie tylko wnętrz:-)
Również tych drobnych, niezauważalnych często na co dzień...,
bo stały się czymś... normalnym, powszednim.
A muzycznie pozostaję w klimacie jednego z filmów:-)
~ bh ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz